Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Panikupikwiaty!–zawołałazaniągruba,ogorzałahandlara,któraodlat
sprzedawaławtymsamymmiejscuiwtymsamymwytartym,kwiecistymfartuchu.
Beatka,wiedzionadobrymsercem,przeważniecośuniejkupowała,aledziśminęłają
wmilczeniu.Poszłaprostonaprzystanekiwsiadładopierwszegoautobusuwkierunku
Grochowa.Miałanadzieję,żeMonikabędziewdomu.Rozpaczliwiemusiałazkimś
pogadać.
Usiadłaprzyoknie,tużzakierowcą.Naszczęścieprawieniebyłopasażerówiniktnie
zwróciłuwaginajejzapuchnięteodpłaczuoczy.
„OBoże,dlaczego?”–zastanawiałasię,próbujączdrapaćzszybypaznokciembrudny
kleksstarejnaklejki.„Dlaczegoskłamał?Dlaczegosięnieprzyznałdotegospotkania?”
AjeżeliPawełitamtakobieta…
Beatkawzdrygnęłasię.Wtymmomencieautobuszatrzymałsięnaprzystankuprzy
Kinowej.Wostatniejchwilizorientowałasię,żepowinnananimwysiąść.
NaWaszyngtonawstąpiładospożywczego.
–Poproszęgorzkążołądkową–powiedziaładosprzedawcyniepewnymtonem.
Problempolegałnatym,żenigdywcześniejsamaniekupowaławódkiitrochęsiętego
wstydziła.
–Ćwiarteczkęczypółlitra?
Hmm…Prawdęmówiąc,myślałaoczymśjaknajmniejszym,ale…
–Tomożepółlitra.Ilepłacę?
Ekspedientzręcznieowinąłbutelkęwpapier,włożyłdotorebkiipodałBeacie.
Mrugnąłdoniejprzytymporozumiewawczo,cotrochęwyprowadziłojązrównowagi.
„Chybaniebierzemniezajednąztychsamotnychalkoholiczek”–zdenerwowałasię,ale
zarazprzypomniałasobie,żejestnieszczęśliwa.„Acomitam,niechsobiemyśli,cochce”–
stwierdziłaiwyszłazesklepu.
NaMiędzyborskiejlatarniepaliłysiębezprzekonania,czylicodruga,iulicatonęław
niemiłympółmroku.PrzedbramąMonikistałzaparkowanyjakiśeleganckisamochódi
Beacieprzeleciałoprzezgłowę,żenapewnozarazgoukradnąalboprzynajmniejwybijąmu
szybę;waktualnymstanieduchatylkotakiemyśliprzychodziłyjejdogłowy.Naszczęściew
oknachprzyjaciółkipaliłosięświatło,więcniemusiałasięzastanawiać,coznią,biedną,
zdradzoną,dalejsiębędziedziało.Nacisnęładzwonek.
–Tak?–usłyszaławdomofoniestanowczygłos.Odchrząknęłaiwyszeptała
niepewnie:
–Toja…
–Beatka?Właź!–rozległsięprzyzwalającybrzęczyk.
–Hej,acotyturobisz?–Monikaprzywitałająwotwartychdrzwiach,ubranawswój
ulubionyobcisłyszarydres,którypodkreślałjejwysportowanąsylwetkę.Miałaproste,
niezbytdługiewłosywkolorzeburgunda,ściągniętewmałąkitkę,iwąskiebłękitneoczyo
przenikliwymspojrzeniu.Całośćniepozostawiaławątpliwości,żeMonikatokobieta
zdecydowanaisilna,wtymspecyficznymtypie,któregoprzeważniebojąsięmężczyźni.
Energicznieodgarnęławłażącąwoczygęstągrzywkę.
–Dlaczegoniezadzwoniłaś,żebyuprzedzić?Kolacjębymjakąśzrobiła!–zaczęłaz
wyrzutemwgłosie,poczymuważniejprzyjrzałasięgościowi.–Aletymicośdziwnie
wyglądasz…
Beata,nadalbezsłowa,wyjęłaztorbygorzkążołądkowąipostawiłanastole.
–Ocholera.Półlitra.Znaczy,niejestdobrze.Paweł?
WodpowiedziBeatkaopadłananajbliższekrzesło,azoczupopłynęłajejNiagarałez.
Nareszciemogłasięporządniewypłakać.Czuła,jaknosjejnabrzmiewa,powiekiznowu
puchną,alepoprostumiałatogdzieś.Czymożnawyglądaćestetycznie,kiedyczłowieka
spotykacośtakiego?
7