Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przecieżwiesz,żeważnesprawywolęomawiaćwbiurzeodpowiedział
zniecierpliwionymtonem.
Toznaczy,żeniewychodziłeśdziśwogólezpracy?Beatapostanowiłasię
upewnić,choćbyłotojakposypywanieranysolą.
Noprzecieżjużcipowiedziałemzirytowałsięnadobre.Niewychodziłem.Oco
cichodzi?
Właściwieonic…ale…alewydawałomisię,żewidziałamcięnamieściekoło
trzeciej…
Copowie,jakzareaguje,przecieżmusisięjakośwytłumaczyć!
Odezwałsięwreszciepodniesionymgłosem:
Jakmogłaśmniewidziećotejporze,skoropracujeszdoczwartej?!!!
Tobyłojakcioswżołądek.Wygranaprzeznokaut.Beatkapoczuła,żesięzaraz
rozpłacze.
Nieważne,nieważne…Jajużmuszękończyć…Telefonmisięrozładowujeidrżąc
zezdenerwowania,rozłączyłasię.
„OBożepomyślałaprzerażonaicoteraz?”
***
Przezuchylonebalkonoweoknosączyłosiędopokojuchłodnewieczornepowietrze.
Beataprawieodgodzinysiedziałaskulonanafoteluprzytelefonie,bawiącsiębezmyślnie
wyjętązgniazdkawtyczką.Komórkęteżwyłączyła.Wolałaniewiedzieć,czyPawełbędzie
dzwonił,czynie.Albomożeraczejwolaławyobrażaćsobie,żewykręcaterazuporczywiejej
numer,próbującsięzniąskontaktowaćijednakcośwyjaśnić.Gdybytelefonbyłwłączony,a
onbysięnieodezwał,nieprzeżyłabytego.Miłośćtodziwnystan…
Pogłaskałamachinalniejaskrawopomarańczoweobiciefotelaipodniosłależącena
kolanachdużezdjęciewozdobnejramce.Zrobionezaledwieprzeddwomatygodniami,
przedstawiałoroześmianąparę:iPawełkanatleokazałychkrzewówróżanychwogrodzie
znajomegobiznesmena.Beatkaczulepogładziłapalcemfotografię.
OBoże,dlaczegojagotakkocham?westchnęłabezradnieiukryłatwarzw
dłoniach.Znalisiędopierokilkamiesięcy,ajużniebyławstaniewyobrazićsobieżyciabez
niego.Byłcentralnympunktem,osią,wokółktórejodmarcakręciłysięjejwszystkiesprawy.
Inagledzisiaj,tasytuacja…tabrunetka…
Właściwienieczułarozpaczyanismutku,tylkookropne,wszechogarniające
zmęczenie.Igdzieśnasamymdnieżołądkawzbierającągorycz.GdybyPawełpróbowałsię
przynajmniejjakośwytłumaczyć,gdybyprzepraszał,przyznałsiędobłędu.Alenie,on
miałpretensjedoniej!Żewyszłazawcześniezpracy!Takjakbytobyłajejwina,że
zobaczyłanarzeczonegopodrywającegojakąślafiryndę!Czytonieprzesada?!
Tamyśldodałajejnagleenergii.
Szybkosięprzebrała,złapałatorbęiwybiegłazdomu,zcałejsiłyzatrzaskujączasobą
drzwi.Niechtoszlagnajjaśniejszytrafi!
Zjechałanadółpoobijaną,śmierdzącąwindąidopieronaparterze,kiedyjakaśsąsiadka
spojrzałananiądziwnie,zorientowałasię,żejestwkapciach.Wróciłaniechętniedo
mieszkania,włożyłasandałki,aletymrazemniemiałajużdośćenergii,żebytrzasnąć
drzwiami.Powoliopadałozniejnapięcie,anakońcunosazaczynałwzbieraćpłacz.
Wyszłaprzedblokinagleotoczyłorześkiewieczornepowietrze.Lekkiwiatrniósłz
pobliskiegoparkuSkaryszewskiegoprzyjemnyzapachwilgotnejziemi,różiczegośjeszcze,
czegoniepotrafiłaokreślić.
Ruszyławolnoprzedsiebie.
6