Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–ofuknęłago.
Kordianuniósłrękęwgeścierozpaczy.
–Panimecenas...–podjąłsierżant,aleniedane
mubyłodokończyć.
–Niebawmysięwformalizm–zestrofowałagoChyłka.
–Szukamytejdziewczynki?Czynie?
Funkcjonariuszniepatrzyłnaniąjaknawariatkę,choć
właśnietegoOryńskisięspodziewał.Nie,Satanowski
spoglądałnaniąjaknawroga.
–Panimecenas–zacząłjeszczeraz.–Zgodziłemsię
natospotkanie,bosądziłem,żemająmipaństwocoś
dozaoferowania.
–Co?Chceszwłapę?
Satanowskiotworzyłusta,alesięnieodezwał.Zamiast
tegopodniósłsięzkrzesła,apotemwskazałswoim
gościomdrzwi.
–Byłemprzekonany,żemająpaństwojakieśinformacje
wsprawie,alewidzę,żesiępomyliłem.
Joannarównieżwstała.
–Bardzosiępomyliłeś–odparła.–Nawetniewiesz,jak
bardzo.Aletwójprzełożonycitowytłumaczy.
NaSatanowskimniezrobiłotonajmniejszegowrażenia.
Nadaltkwiłwbezruchu,zrękąwyciągniętąwkierunku
korytarza.Chyłkaspojrzałanaswojegopodopiecznego,
zaklęłapodnosem,apotemwyszłazpokoju.
Gdyznaleźlisięprzedjasnymbudynkiem,wyciągnęła
elektronicznegopapierosazkieszeniżakietu.
–ZadrwilisobiezŻelaznego–syknęła.
Oryńskistanąłobokniejiteżwyjąłnikotynowyoręż.
–Oczymtymówisz?–zapytał.
–Policjasobiezadworowała,Zordon.
–Niesądzę,żeby...
–Potym,cowywinęliśmypodrezydencjąSiwowłosego,
kancelariamiałazniminapieńku.
Kordianwróciłmyślamidotamtychzdarzeńimusiał
przyznaćpatroncerację.Spaliliwtedyzasobąwszystkie
mosty,jakiełączyłyichzesłużbami.Naiwnościąbyło
myśleć,żektokolwiekudzieliimterazpomocy.
–Pozatymwiedzą,żeSzlezyngierowiesąwinni