Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
życiemojetopasmoniespodzianek.Dziśtu,jutrotam,
zwykłylosrotmistrzakresowego.Pocóżmamgowłóczyć
zsobą?Zimawtymrokuciężkaiśniegigłębokie.
Zawielkitotrudnajegolata.Wtwoimjarzebezpiecznie,
jakuPanaBogazapiecem.Tatarzycięnieznajdą,zbóje
bojąsięnapaść,gdyżwidzę,żemaszzałogęzłożoną
zdobrzewyglądającychwąsali.Otóżumyśliłemzostawić
gouciebie.Wiosnązapewnewypadnienamwszystkim
ruszyćnawojnęmoskiewską;wstąpięwówczasiwezmę
gopodrodzedoOstroga.Cóż,zgoda?
Znajwiększąchęcią!Tylkowprostmisięwgłowie
niemożepomieścić,żebytendzieciuchmógłdzidązakłuć
wilka.
Bógsługiswojezawszemawopiecewtrącił
ksiądz.Dobrakrewniepotrzebujeczekaćwieku
męskiego,lecziwdzieciństwiepokaże,żeniejestmazią,
niezdolnądoczynówbohaterskich.Alemyślę,żejużczas
spać,gdyżporazdrugikurypieją.
Pewno!Pewno!Aszczególniejmydwaj,księżulku,
powinniśmywypocząćprzedjutrzejsząpodróżą.
Jakto?Tojużjutrojedziecie?
Wrazześwitem!
OBoże!Iczemużtakprędko?wykrzyknęła
przerażonymgłosempaniLityńska.MatkoNajświętsza!
Żejasięteżtobąnigdynacieszyćniemogę.
Ha,cóżrobić,Halszko!Służbaniedrużba!Nieczas
nawywczasy,kiedyojczyznawpotrzebie.
Ksiądzzacząłmówićwieczornepacierze.Zajego
przykłademposzliwszyscyidługiczaswświetlicy
słychaćbyłotylkozgodnychórgłosów,powtarzających
modlitwę.Potemzaczętosiężegnaćirozchodzić
naspoczynek.PoszedłiZbyszkolegnąć,według
zwyczaju,obokrotmistrza.Akiedynadrugidzieńsłońce
zajrzałomuwoczyiprzebudziło,jużrotmistrza
Tworowskiegoprzynimniebyło,anawetmiejsce,gdzie
leżał,jużwystygło.