Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spieszącsiędopracy.Niestety,alboraczejnaszczęście,janiemiałam
natoczasu.
Weszłamdośrodkatylnymidrzwiamiizerknęłamprzezramię
naniewielkiepomieszczeniekawiarni.Wewnątrzroiłosięodklientów.
Musiałamsiępospieszyć,żebypomócFlorozładowaćkolejkę.
Pochwilistanęłamobokniej,izeswoimwyćwiczonymuśmiechem
zaczęłamobsługiwaćklientów.Byłobytoowielełatwiejsze,gdyby
naszgłupiszefniewymyślił,żemamypytaćkażdegoklientaoimię
ipisaćmunakubkujakieśpojebanededykacje.Wtensposób
traciłyśmycennyczasnabazgranieżyczeńmiłegodnianatych
cholernychpapierowychkubkach.
Flo,araczejFlorentine,byłakorpulentnąkobietą,starsząodemnie
oczterylata.Biorącjednakpoduwagęnaszerozmiary,wyglądałyśmy
jakmatkaicórka.Mogłamjązaliczyćdojednejztrzechosób,
zktórymilubiłamprzebywaćirozmawiać.Miaławsobietyleciepła,
żemogłabyogrzaćnimcałyNowyJorkijeszczebyzostało.Często
miwłaśniematkowała,wypytując,czyjadłam,czyspałamalboczy
kogośpodrodzeniezamordowałam.
Pogodziniekolejkazostałaopanowanaimiałyśmyczas,żebysię
wkońcuprzywitać.
–Kruszyno,chybabymzwariowała,gdybyciędziśniebyło.Oni
sąkoszmarni!–rzuciłaiwskazałanaludziidącychchodnikiem.
–Przypomnijmi,czyzdarzyłsiętakidzień,kiedysięniepojawiłam?
–Trąciłamjąwbok.
–Niebyłorównieżtakiegodnia,wktórymbyśsięniespóźniła.–Nie
mogłapodarowaćsobieprzytyku.–Cotymrazem?
–Cośmniezatrzymałowsiłowni–odparłam,agdzieśwczeluściach
mojegogłupiegomózguporuszyłsięobrazwielkoluda,którychciałby
mniezdeptać.
Klatkapoklatceodtwarzałamjegowygląd.Samurajskaciemnakitka
naczubkugłowy,czarnyzarostnasurowej,niecokwadratowejszczęce
irównieciemne,pełneimpertynencjioczy.Kiedyzaczęłamwyobrażać
sobiejegonapompowaneciało,poczułam,jakdogardłanapływa
miżółć.Gdybymtegorankazjadłajakieśśniadanie,napewnobym
jewtejchwilizwróciła.
–Coś,amożektoś?–zapytała,widzącmojezamyślenie.