Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Claudia
Szłamjakzwyklezespuszczonągłowąiwbejsbolówcewkolorze
zgniłejzieleni,wciśniętejmocnonajejczubek,tak,abyzasłaniała
mioczy.Nielubiłamzwracaćnasiebieuwagi,awsiłownitym
bardziej.Niebyłamtypemdziewczyny,którawróżowymtopie
iobcisłychszortachwypinapośladkidolustra,żebyzrobićjak
najlepszeselfie.Ba!Janiemiałamnawetprofilunatychwszystkich
popularnychportalach.Uważałam,żedzieleniesięzobcymiludźmi
każdymfragmentemswojegożycia,zjedzonymposiłkiem,wizytą
ustomatologaczywyjazdemnawakacjejestpoprostugłupie.
Wyjęłamztorebkiblistertabletekiwziąwszyjedną,popiłam
sporymłykiemkawy,którąniosłamwkartonowymkubku.Wiem,
wiem…Lekinależypopijaćdużąilościąwody,jajednakmiałam
swojąteorię.Byłamprzekonana,żeproszkiprzeciwbólowe
wpołączeniuzkofeinądająlepszyiszybszyefekt.Atego
oczekiwałam,zwłaszczażezamomentmiałamprzekroczyćpróg
mordowni,wktórejnieplanowałammiećdlasiebielitości.Bólgłowy
tylkobymiutrudniłtrening.
Wprawdzie,jaktowieleosóbmówiło,jatamtylkobiegałam,ale
szybkisprintnabieżnidawałmiwiększepoczuciewolnościaniżeli
truchtwparku,gdziemusiałabymrobićslalomypomiędzyinnymi,
uprawiającymijogging,psamisrającymigdziepopadniealbo
rowerzystamiuważającymisięzapanówparkowychścieżek.
Biegzwielkimisłuchawkaminauszach,wpomieszczeniu,którego
oknarozciągałysięprzezcałądługośćbudynku,ukazującwidok
namostBrooklińskiiautaprzemykająceulicami,jakbykierowcównie