Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
4
UFLORIANABYŁOOCZYWIŚCIEzamknięte.
Wsamochodziezaparkowanympodlokalemsiedzący
zakierownicąpolicjantpocywilnemuudawał,żeczyta
gazetę.Niemiałempojęcia,pocowogólesiętrudzili.
NikttutajnieznałMamutaMalloya.Nieznalazłsięani
wykidajło,anibarman,acałaulicazgodniemilczała
naichte​mat.
Minąłempowoliknajpęizaparkowałemzarogiem,skąd
rzuciłemokiemnahoteldlaczarnychmieszczącysię
naukosodknajpyUFloriana,zarazzanajbliższym
skrzyżowaniem.NazywałsięSansSouci.Wysiadłem
zsamochodu,przeszedłemprzezulicęiwszedłem
dośrodka.Naspłowiałejwykładziniestałynaprzeciwko
siebiedwarzędypustychtwardychkrzeseł.Ztyłu
znajdowałosięnieoświetlonebiurko,azanimłysy
mężczyzna.Miałzamknięteoczy,agładkieciemne
zadbanedłoniezłożyłspokojnienablacieiwyglądał,
jakbydrzemał.Fular,zawiązanychybaprzed
półwieczem,przyozdobiłspinkązmalutkimzielonym
kamieniem.Naaksamitnymmaterialespoczął
rozlewającysiępodbródek.Paznokciemiał
wypielęgnowane,zszarymipółksiężycaminadfioletem
skó​ry.
Wytłoczonywmetalowejplakietcenapisnarękawie
jegouniformubrzmiał:„Tenhotelpodlegaochronie
MiędzynarodowegoZrzeszeniaHotelarzy”,dlategogdy