Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–PodpułkownikSzczęsny–akcentnastopieńbyłwymownyiplutonowyzmieszałsię–
objąłstanowiskoszefawydziałuzabójstw.PułkownikDaniłowiczprzeszedłnaemeryturę.
Powinniścietowiedzieć.
Wgłosieniebyłoprzygany;ot,prostestwierdzeniefaktu.Mareckiprzyklęknąłobok
trupa,zbadałgopobieżnie.Plutonowypodałmupaszport.
–JerzyIlnicki–odczytałoficerpółgłosem.Przerzuciłkilkakartek.–Właśniedziś
wróciłzeSzwecji.Interesujące.
Obejrzałinneprzedmioty,fotografwbłyskachfleszarobiłswoje.
–Tochyba…niewiem,aletokrew?–Plutonowypołożyłnaswojejchustcedonosa
kłąbliści,podniesionychztrawy.Porucznikzaciekawiłsię,wsadziłniemalnoswliście.
Popatrzyłnazakrwawionąkoszulę,znówprzeniósłwzroknachustkę.
–Pewniewytarłwtonóż–zauważyłtechnik.Ostrożniewsunąłcałośćdoswojejtorby.
–Chustkęjutro–bąknąłdopodoficera.–Wlaboratorium.–Lubiłmówićskrótami.
–Żadnychśladówwalki–stwierdziłoficer,rozglądającsiędookoła.–Rozumiałbym,
gdybydostałgdzieśztyłu,wplecy,aletak?Przecieżtonieżadnechuchro,chłopzdobrymi
muskułami.
–Możesięznali.Poszlinaspacer,apotem…Pedały?
Mareckiwzruszyłramionami.
–Zobaczymy–odparł.
SamochódautotransuzabrałciałodoZakładuMedycynySądowej.Ekipaśledcza
wróciładoPałacuMostowskich.Plutonowyzkapralemudalisiędoswojejjednostki,aby
wspólnieopracowaćmeldunekzwydarzenia.Wpustymparkupozostałotylkotrochęśladów
nógnaścieżceikilkakropelkrwi,któranazawszewsiąkławpiasek.
*
SzczęsnypodjechałranonaplacprzedUrzędem,wciążjeszczenieprzyzwyczajonyani
dostanowiska,któreobjąłzaledwietydzieńtemu,anidostopnia,któregomuniedawanotyle
lat,choćnależałsięoddawna.Zwierzchniawładzaoceniałagojakozbytwielkiego
indywidualistę,małozdyscyplinowanegoitakdalej.WreszciepułkownikDaniłowicz,nękany
odkilkulatreumatyzmemiinnymidolegliwościami,poprosiłozwolnieniezesłużby.
Zapytanyprzezszefa,kogowidzinaswoimmiejscu,odparłbezwahania:nmajora
Szczęsnego”.Dodałteż,żeSzczęsnemupoprostuniewypadazająćstanowiskakierownika
wydziałuzabójstwbezawansudostopniapodpułkownika.
TerazSzczęsny,przeskakującswoimzwyczajemodwastopnie,szedłdowydziałui
zastanawiałsiępodrodze,czyjestztejnowejsytuacjizadowolony,czyniebardzo.Niebał
sięodpowiedzialności;lataprzepracowanewsłużbiekryminalnejnauczyłygotakwiele,żew
StołecznymUrzędzieSprawWewnętrznychniemiałsobierównych.Obdarzonyogromną
intuicją,szybkiwpodejmowaniudecyzji,doświadczony,mógłśmiałokierowaćnawet
największąjednostką.
Ale,cotumówić,Szczęsnyżałowałtamtejroboty.Zdawałsobiesprawę,żeteraz
będziejużtylkokierował,siedzącprzeważniezabiurkiem.Żałowałnieprzespanychnocy,w
ciąguktórychprzebiegałpuste,ciemneuliczkinaperyferiachstolicy,odnajdywałjakieś
zatarteślady,chodziłpomelinach,strychach,piwnicach,gdziekryłsięnajgroźniejszy
marginesspołeczny.Nierazoberwał,dwukrotnielekarzewszpitalusmętniepotrząsalinad
nimgłowami,mówiąc,żenicjużzniegoniebędzie…
Jakośbyło.Wracałdosłużbyizaczynałwszystkoodnowa.Tylkowewłosachpojawiły
siędrobnepasemkasiwizny,aprzyskroniachikołoustsiateczkazmarszczek.
–Będziecisiędobrzepracowało–powiedziałDaniłowicz,kiedyurządzilimu
koleżeńskiepożegnaniezalkoholem,anajgłówniejszyszefudał,żeniesłyszy,niewidzii
8