Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mała,bezstarejarchitektury,żadnegomuzeum;jakiśskromnykościółekprotestanckiz
pogodnymcmentarzem,asfaltowewąskieuliczki,rozbiegającesiępowyspie,dwie(może
trzy?)linieautobusowe.ItrzydzieścipięćkilometrówdoSztokholmu,przezmost,
podnoszonywtedy,kiedykanałemprzepływałbiałystateczek.
JerzypowiedziałkiedyśSvenowi,żeIngarötoprawdziwecudo;ciszaileśnepowietrze.
Sven,popatrzywszynapolskiegoprzyjacielazrozbawieniem,odparł,żeprzecieżmieszka
tutajdwatysiąceludzi,przykażdymdrewnianymdomustoivolvoalbotoyota,więcnietaka
tuznowuciszaanipustkowie.TymniemniejrozumiałipodzielałzachwytJerzego,choćna
swójszwedzkisposóbwyrażałgospokojniej,bardziejpowściągliwie.Zresztąmiejscowi
przyzwyczailisiędowyspy.
Szkoda,żejutromuszęwracaćwestchnął.Kąpielówkiwyschły,nałożyłwięcnanie
dżinsowespodnie,koszulęprzewiesiłprzezplecyiszedłtakleśnymiścieżkami,opalonyna
brąz,pogwizdującjakąśmelodię.
Kiedywydostałsięnaulicę,zobaczyłniebieskątoyotę,zaparkowanązabarierą,Sven
pomachałdoniego,krzyknąłcośtamposwojemu,zwyklebyłatomieszaninaszwedzkiegoi
angielskiego,bomiałżonęAngielkęitakwdomurozmawiali.Jerzy,choćznałnieźleoba
języki,miewałczasamitrudnościzezrozumieniemtego,comówią…
Włożyłkoszulę,usiadłobokprzyjaciela.
Żegnałemsięzwyspąmruknąłtrochęzawstydzony.Wgłębiduszybyłwłaściwie
romantykiem,bałsię,żeSven,północnytypochłodnymumyśle,wyśmiejego.Aleprzyjaciel
kiwnąłgłową,jakbypochwalałjegozachowanie.Dodałgazu,toyotapomknęłacichoszeroką
szosąpomiędzypolamiilasami.Naogrodzonejłącepasłosięstadokoni;byłynieduże,silne,
oyszczącejsierściikudłatychgrzywach.
DomSvenaAnderssonaijegożonyMargaretyniemalnieróżniłsięodinnych;
wszystkiebyłydrewniane,całkowiciezelektryfikowane(kuchnia,kaloryfery,ciepławoda),
pomalowanenabrązowolubżółtawozbiałymiramamiokien.Wyglądałyjakdomkiz
piernika,zapamiętanezilustracjiwdziecięcychksiążkachzbajkami.Svennaswojejdziałce
założyłsporyogród,pielęgnowanygłównieprzezMargaretę;jedlinwłasne”jarzyny,mieli
trzymałejabłonki,którewzeszłymrokudałytylkosześćowoców,aleterazwisiałoichchyba
zsześćdziesiąt.
Napożegnalnąobiado-kolacjęMargaretaprzyrządziłaszczupaki,zapiekanez
mnóstwemprzypraw,jabłkamiicukinią.Nadeserpodałakremczekoladowy.Pili
australijskiewino,potemkawę.Spoglądalinasiebietrochęmarkotnie,żałując,żetoostatni
wieczór.
Donastępnegolata!powiedziałSven,unoszącwgórękieliszek.
JeżeliwamsięjeszczeniesprzykrzyłemmruknąłJerzy,ależezapomniał,jakto
będzieposzwedzkuczyangielsku,wymówiłostatniesłowopopolsku.Tamciwybuchnęli
śmiechem.Słowobyłodziwne,szeleszczącejakjesiennyliść.
Siedzielidopóźnejnocynajpierwnawerandzie,potemwnajwiększympokoju,pełnym
kwiatówiroślin,zjednąścianązastawioną,jakmawiałaMargareta,ntechniką”:telewizor,
kolumnygłośnikowe,wideo,gramofon,magnetofon,mnóstwopłytikaset.Anderssonowie
przezpięćdniwtygodniudojeżdżalidopracywSztokholmie,zarabialinieźle,nadziałkęi
domzaciągnęliwbankusporykredyt.Żyliwięcwygodnie,wsposóbustabilizowany.Tej
stabilizacjiJerzyzazdrościłimszczerze.Sam,jakospecjalista-elektronikwjednymz
warszawskichprzedsiębiorstw,niemógłnarzekaćnabiedę,bozarabiałponadczterysta
tysięcy,aniemiałżonyanidzieci.Nerwyzżerałmujednakciągłyniepokójpolityczno-
ekonomicznywkrajuiobawaprzedjutrem.
Kiedytysięwreszcieożenisz?pytałaczasamiMargareta.
Kiedyśtamodpowiadał.Naraziewystarczyłymuprzelotnesympatie.Dopieroco
przekroczyłtrzydziestkęisądził,żenamałżeństwojeszczeprzyjdzieczas.
4