Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przelotnyniepokój,alegniewwziąłwniejgórę.Dotejporyzawszerobiła,cochciała,nie
liczyłasięznim.Więcskąddzisiajtascena?
–Upiłeśsię–mruknęłazezłością,nabierająctrochękremu.–Wynośsię.
Niezwróciłnatouwagi.Stałtużzajejplecami,czułaprzyśpieszonyoddech,
przesiąkniętyalkoholem.Westchnęłazirytacją.
–Tenkierowca,którycięodwiózł,tokto?
–Szofer–prychnęławzgardliwie.–Mamswegoszofera,niewiedziałeś?
Patrzyłterazwlustro,któreodbijałotakwyraźnie,takstraszliwiewyraźnieichtwarze.
Przyglądałsięjejwspaniałym,błękitnymjakczysteniebolatem,terazbłyszczącymgniewem
oczom,dotknąłpalcamijasnych,puszystychwłosów,opadającychnaramiona.Porazsetny,
możetysięcznypomyślałzbolesnymzdumieniem:jaktosięstało,żetakaślicznadziewczyna
wyszławłaśniezaniego?Dlaczegotozrobiła?Iporazsetny,możetysięcznyodpowiedział
samsobie:pieniądze.Boonmiałpieniądze.Dużo.
Poczułajegopalcenawłosach,wzdrygnęłasięiodchyliłagłowę.
–Niedotykajmnie!–krzyknęłazezłością.–Śmierdziszwódką.
Umilkłnamoment,apotemzapytał:
–Toznaczyonniepije?
–Jakinon”?
–Ten,któryodwiózłcięszarymvolkswagenem.Tenwysokiwjasnejkurtce.Jemu
pozwalaszsiędotykać?Toznimterazsypiasz?
–Nietwojasprawa–odrzekła.–Śpię,zkimchcę.
–Aja?–zapytałizaraztegopożałował.
–Ty?–Wybuchnęłaśmiechem.–Popatrzwlustro.Przyjrzyjsięmnie,potemsobie.
Nieparaznas.Iwynośsię.Maszswójpokój,jachcęsiępołożyć.Słyszysz?
Niezdążyłauchylićgłowy.Mocne,bezlitosnepalcezaczęłyzaciskaćsięnajejszyi.
Ogarnąłjądzikistrach,zrozumiała,żemusiratowaćżycie.Oszalał!–pomyślała,zrywającsię
zkrzesła.Niepuściłjej.Przewróciłnadywan.Niebyłjużsobą,amożeprzeciwnie,może
właśnieterazdoszładogłosujegoprawdziwanatura,odwielulatstarannieskrywana…
–Takbędzielepiej–mówiłpowoli,zacinającsię.–Aniznim,anizżadnym.Jesteś
mojąwłasnościąizrobięztobąto,cochcę.Niebędzieszmiałanawetpogrzebu.Anigrobu.
Nic.Dziwka!Szmata!
Rozdział1
Wdrugiejpołowiesierpniawodawtejmałejzatoczcebyłatakciepłajakrzadkokiedy
wBałtyku.Aleisierpieńwydawałsiętrochęniezwykły:dnipełnegorącegosłońca,bez
kroplideszczu,nocejakgdzieśnapołudniukontynentu,weWłoszechczyJugosławii.
Zaczęłanawetdoskwieraćsusza.Las,któryogarnianiemalcałąwyspęIngarö,pachniał
rozgrzanymigliwiem,asarnyzrezerwatupodchodziłycorazbliżejogródkówdziałkowych,
wyskubującsałatę,fasolkęicotamjeszczerosłonamałych,starannieuprawianych
grządkach.
Jerzyprzepłynąłzatoczkęwszerz,potemwzdłuż,wyznaczywszysobiewymyśloną
granicęwmiejscu,gdziewodastawałasięgłębsza,chłodnaiuciekałanaotwartemorze.
Wyszedłpotemnaurwistybrzeg,usiadłnawygrzanymsłońcemkamieniuizapatrzyłsięw
dalekihoryzont.Zżalempomyślał,żetoostatnidzieńurlopu.Wspaniałego,
parotygodniowegourlopuugościnnychSzwedównaleśnejwyspie,któratakbardzo
spodobałamusięipodczaspierwszejtubytności,iktóraniestraciłaniczeswegouroku,
kiedyodwiedziłjąporaztrzeci.Ingarö…MójBoże,zaledwiesześćdziesiątkilkakilometrów
kwadratowych,niemajejnawielumapach,nieopisująwprzewodnikachturystycznych.Za
3