Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wujkaNataiciociLou.
–Niemapośpiechu.Bawsiędobrze–odpowiedział
dziadek.
MyślociociLouwzbudziławemnielekkiniepokój.
Terminporoduprzypadałjużzakilkatygodni,abiorąc
poduwagęto,costałosięzjejpierwszymdzieckiem,
naprawdęsięmartwiłem.CiociaLouzapewniałamnie,
żeniemapowodówdoobaw.MałąAmandęstraciła
zpowoduprzebytejnapoczątkuciążyróżyczki,ateraz
byłaprawdziwymokazemzdrowia.Lekarzwielokrotnie
jejpowtarzał,żemaleństwowydajesięenergiczne
izdrowe.Przewidywał,żetosilnychłopiec,jednak
ciociaLoumiałanadziejęnakolejnądziewczynkę.
Jateżchybapocichunatoliczyłem.
WoborzepowitałmnieChester–pięknygniadosz,
któregodziadekiwujekCharliepodarowali
minaostatnieurodziny.Dalejniemogłemuwierzyć,
żejestnaprawdęmój.Poklepałemjegolśniący,okrągły
zad,anastępniesięgnąłemposiodło.Chesterzarżał
cichoipotarłnosemmojąklatkępiersiową,szukając
jakiegośprzysmakuwkieszeniachmojejkoszuli.
–Przestań–upomniałemgo.–Pobrudziszmoje
odświętneubranie!
Chesterwcalesiętymjednaknieprzejmował
–dalejpochrapywałiobwąchiwałmniewnajlepsze.
Odsunąłemsię,żebyjegopyskniemógłmnie
dosięgnąćiwygładziłemnakryciesiodła.
PotemwyprowadziłemChesterazobory,
zamknąłemzasobądrzwiiwdrapałemsięnajego