Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pożółkłegosypiącegosiękikutaicisnąłdokonteneranaśmieciprzed
komisariatem.Przeczuwał,żetęczekapodobnylos.Przesunąłpakunek
nogą,abynieblokowałprzejścia.
Zaoknemdostrzegłpierwszepłatkiśniegu.Puszyste,nieskalane,
opadałypowoli,jakwszklanejzabawcezwidokiemKremla,którą
pamiętałzpokojuojca.Lubiłniąpotrząsać,byobserwować,jakchaos
maleńkichkryształkówstopniowozmieniasięwnieuchronnyporządek
opadającychswobodniepłatkówbłyszczącegośniegu.Prognozy
zapowiadałyobfiteopadywpierwszychdniachświątigwałtowną
odwilżwokolicachNowegoRoku.Nadranemzetniemróziznów
przybędzieofiarsylwestrowegoszaleństwa.
Dopiłchłodnąkawę.Śniegsypałcorazmocniej,należałozacząć
działać.
Zadzwoniłtelefon.
–Szefie,chybamamyproblem.–TonkomisarzaSobotkizdradzał,
żetymrazemtonieświąteczneżyczenia.Marianlubiłprzesadzać.
–Mów.
–Nibynicsięniestało,panieinspektorze,możetofałszywyalarm,
alebiorącpoduwagę,żesąświętaiżetrzebacośztymzrobić…
–Rozumiem,żechceszzwalićnamniejakąśrobotę.Oszczędź
sobietychwstępówimów,ocochodzi.
–Niedlatego,panieinspektorze,toniejesttak,żeja…
–Powieszwkońcu?
–Mieliśmyzgłoszenieozaginięciu.Starszyfacet.Antoni…
chwilę…AntoniPietrasik.Dzwoniłacórka.Niemagowdomu
odwczoraj,niemagoteżusąsiadów.Podobnoznikałjużwcześniej,
aleoddawnamusiętoniezdarzało,abiorącpoduwagę,żejest
zimno,cośśmierdzącegomożeztegowyniknąć.Wpadłchłop
dorowu,zamarzł,zapiłsię,choleragowie.Albosiedzigdzieśiświęta
opijatymswoimwiejskimbimbrem.Różniemożebyć,aletrzeba