Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
chociażświeży,pachnącybigoszkiszonejkapusty,poprawiony
kieliszkiemGuziowegobimbruześliwek.Wyszedłzsamochodu
prostowpadającycorazgęściejśnieg.Skulony,zpostawionym
kołnierzem,przedarłsiędodrewnianejfurtkiipchnąłją,rysując
nauformowanejzdrugiejstronyniewielkiejzaspietrzyrównoległe
półkola.Świeżyśniegskrzypiałmupodnogami,kiedypodchodził
doniziutkichdrzwi.Uwiązanyprzybudziepieszacząłwściekle
ujadać,miotającsięwobłąkańczymtańcu.Wyrwałdoprzodu,
poczympadł,wstrzymanyprzezgwałtownienaprężonyłańcuch,
zerwałsięznów,rzuciłprzedsiebie,padłiwstał,ciąglejazgocząc.
Nikiforpochyliłgłowę,abywejśćpodokap,izapukał.Przez
szparęwdrzwiachdoleciałygociepłorozpalonegopiecaizapach
gotowanegobigosu.Odczekałdłuższąchwilę,poczymzałomotał
znowu,tymrazemmocniej.Śniegzdachuwpadłmuzakołnierz,
cosprawiło,żewyprostowałsięgwałtownie.Wyrżnąłgłowąwokap,
wzburzająclawinęświeżego,lodowategopuchu.„Kurwamać!”
–odbiteechemodwrótstodołypowróciło,gdywdrzwiachchałupy
stanąłuśmiechniętyRobertGuź.Wgrubychokularach,niższyitęższy
odPoradeckiego,ubranywwełnianysweternieokreślonegokoloru,
zpyzatymmisiempodobnej,nieokreślonejbarwywyszytymnapiersi.
–DobryBoże!–Spojrzałwgórę,zakrywającoczyręką,jakby
patrzyłnasłońcewletniepołudnie.–Władzazeświątecznym
pozdrowieniem!–Stałtakjeszczeprzezchwilę,poczymodsunąłsię,
ukazującwnętrzesieni:glinianąpolepę,pokrytąleżącymiwszędzie
butami,bieloneścianyidrzwiprowadzącedopołożonychnaprzeciw
siebieizb,tepolewej–stare,drewniane,zerwanezjednegozawiasu,
tepoprawej–nowe,potężne,świeżozałożone,zdwiemaciężkimi
sztabami,zwisającymiterazbezczynniepoobustronach.–Właź,
bomuchylecą.–Niemalwciągnąłgodośrodka.–Cozacholerna
pogoda!BiałychświątsięPanuBoguzachciało,psiakrew…
Poradeckiegoowionąłcudownyzapachświeżegobigosu.