Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Zaraz,niechpanpomyśli….
–Panie–przerwałsierżant.–Ktopanwogólejest?
–Otomojalegitymacja–podałmudziennikarz.–Paniedoktorze,
towtedy…
–RedaktorEdwinKolanko–czytałsierżant.–Kierownikdziału
miejskiego„ExpressuWieczornego”…–Zesłużbowegonawyku
spojrzałnafotografię,poczymprzeniósłwzroknażywąosobę.
Tasamamęska,energicznatwarz,jasneoczyijakiścieńpobłażliwej
ironiiwkącikuust,comogłoznamionowaćdobroć,trochę
nieprzewidzianegoniedołęstwalubniecobiernysceptycyzm.
–Oczywiście.Itojestnajbardziejzdumiewające.–Doktorzapalił
papierosa.
–Awięctakiesamouderzenie,takasamarana?–Dziennikarz
spojrzałnarannego.Skądśznamtętwarz…–pomyślał.
–Należystądwnosić,żefacetmaświetnąznajomośćboksuicoś
twardegowręku.Czyżnie?–Halskiuśmiechnąłsięzlekkądrwiną.
–Jakifacet?Cozafacet?Więcto,żebiłazakażdymrazemtasama
ręka,przyjmujepanjakopewnik?–Dziennikarzszukał
pokieszeniach.Wyciągnąłmentolowe,poczęstowałsierżanta
iwetknąłpapierosawustarannego.–Chybamuniezaszkodzi?
Totezdrowotne…–rzekłdoHalskiego.Lekarzskinąłprzyzwalająco
iprzytknąłzapałkę.Rannyzaciągnąłsięchciwie.
–Takjest–powiedziałHalski.
–Idźmydalej.Twierdzipan,żeranępowodujerodzajkastetu,
amożepierścionek.Skorowiemy,żepierścionkinosisięnalewym
ręku…
–…wtedybiorącpoduwagęsiłęciosu–uśmiechnąłsięHalski
–dojdziemydowniosku,żefacetjestalbomańkutem,albożonaty,
czylinosipierścioneknaprawejdłoni.Kochanyredaktorze,nietędy
droga.Wydajemisię,żemetodaindukcyjnawstyluniezapomnianego
SherlockaHolmesananictusięnieprzyda.Tojestwarszawska
sprawa,jaksądzę:tunależyszukaćwyjaśnieńwproblemach
itradycjachnaszegomiasta,wjegonastrojachikolorycie.Stara,
klasyczna,detektywnaszkołazawodziwtakichwypadkach,gubisię
wjaskrawościachwarszawskichsytuacjiiwarszawskich
temperamentów.
–Oczympanowiemówią,jakpragnęzdrowia?–zdenerwowałsię
nadobresierżant.Oczyrannegobiegałyniespokojnie,znajwyższą
uwagą.
–Bardzoobywatelakapitanaprzepraszam–odezwałsięjakiśgłos.