Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Halski,dziennikarzisierżantodwrócilisię.Przybarierze
przecinającejpokójnadwieczęścistałotrzechmężczyzn,obok
siedziałanakrześledziewczyna.Kilkumilicjantówtkwiłopod
ścianami.Niechobywatelkapitanzechcemniezwolnićmówił
dosierżantajedenzmężczyzn,krępy,wpalciezwąziutkim,
futrzanymkołnierzem,zteczkąpodpachą.Sierżantprzeszedł
nadrugąstronębarieryiprzybrałpostawęurzędową.Zaraz
sporządzęprotokółpowiedział,siadajączabiurkiem.Obywatelu
doktorzezwróciłsiędoHalskiegoczyposzkodowanymoże
zeznawać?OczywiścierzekłHalski.No,wstańpan.Ujął
rannegodelikatnie,leczstanowczozaramię.Nicjużpanuniejest,
prawda?Jakitamposzkodowany?mruknąłgłośnostaryczłowiek
zsiwymsem,wmaciejówce,stocyprzybarierze.
Rannydźwignąłsię,usiadł,podtrzymywanyprzezpielęgniarkę,
niepewniewstał.Byłwysokiisilny,miałnasobietanią,zmiętą,
granatowądwurzędówkę,podniąbrudny,zielonypulowerpodszyję,
zwyłożonymirogamikołnierzykaniemiłosierniebrudnej,ongiś
niebieskiejkoszuli.Wyglądałnajwyżejnadwadzieścialat.Pochyliłsię
kuzabłoconemubutowiztandetnejnamiastkizamszu,zprzesadnym
rantemnanosku,zawiązałsznurowadło.Skądjaznamtwarz?
pomyślałznówdziennikarz.Gdziemimignęła?Maładnezielone
oczy,alejakieśkrzywe,złe.Iletakichtwarzyprzesuwasięcodziennie
przezdworcepodmiejskie,domytowarowe,czwartorzędne
jadłodajnie…Pozwolicie,obywatelusierżancierzekłdziennikarz
żezostaniemyzdoktoremprzyprzesłuchaniu?Proszębardzo
rzekłsierżant,aleniesprawiałwrażeniazbytniozadowolonego.
Janicniewidziałemmówiłpopodaniunazwiskaiadresukrępy
zkołnierzem,naktóryniestarczyłofutrajamamżonęidzieci
ijestemstraszniezmęczony.Wiepan,obywatelusierżancie,całydzień
wbiurze.Stałemwkolejcedoautobusu,cipaństwozaczęlisiękłócić,
podszedłembliżej.Apotemsięwszystkojakośskłębiło,tendeszcz
ześniegiem,prostowoczy…ijużtenpanleżałnaziemi.Zdajesię,
żegoktośkopnąłjeszczekilkarazy,alekto,toniewiem,nie
widziałem…Możecieiśćdodomu,obywatelurzekłsierżant,
piszącszybko.Następny.Ktonastępny?
Tobyłoolśniewającezacząłmłodyczłowiekwokularach,
zbliżającsiędobariery.NazywamsięMarczakAnatol,jestem
studentempolitechniki,mieszkamnaŻoliborzu.Stałemwkolejce
doautobusu.Widziałem,jaktapanizostałazaczepionawordynarny
sposóbprzeztrzechdrabów.Wyglądalinapijanych,jednymznichjest