Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Widzew,17stycznia2022roku
Porankibyłynajtrudniejsze.Tużprzeddzwonkiembudzikasenne
widziadłasplatałysięzjawąwkarykaturalnąułudęrzeczywistości
ibrutalnieobnażaływszystkiemojelęki.
Tymrazemmózgdręczyłmniewybitnieszumnymiwizjami.Być
możezaważyłnatymfakt,żewieczoremwypiłampółbutelkimalibu
zmlekiem,drugiepółzcoląipochłonęłamgarnekbudyniu
czekoladowego.Każdyorganizmbyzgłupiał.
ŚniłymisięwakacjewDolomitach.Małe,kamiennemiasteczka
rozsypanewszerokichdolinach,zkolorowymiokiennicamiidonicami
pełnymikwiatówprzyminiaturowychkawiarenkach,surowewieże
romańskichkościołów,mnóstwozieleniorazwyrywającesiękuniebu
nieprzystępnegrzbietygór.
WędrowaliśmywedwojeszlakiemdoCinqueTorripięciu
monumentalnychskalnychwieżnieopodalCortinad’Ampezzo,
trzymaliśmysięzaręce,wdychaliśmypełnąpiersiąkrystaliczne
powietrzeizachwycaliśmysięciszą.Mijałonaswyjątkowoniewielu
turystów.NagleDominikruszyłzkopytaipodbiegłkawałek
doprzodu.Niegoniłamgo,boupałzniechęcałdodynamicznych
ekscesów.Sądziłam,żegdzieśsięzaczaiłizamomentwyskoczy
nadrogęzgłośnym„buuuuuu!”,któregokonieczniepowinnamsię
wystraszyć,abymusprawićradochę.Niewielesiępomyliłam,
bowkrótcewychynąłzzazakrętu,leczzamiasthuknąćcośgromko,
runąłnakolanaupodnóżapiargu.Wjednejręcetrzymałherbaciane
róże,anadrugiejleżałaokrągłatacazdobionaworientalnewzory,
naktórejpołyskiwałpękkluczy.
Kupiłemdlanasgniazdkooznajmił.Takie,ojakimmarzyłaś.
Poczułam,żekrewzaszumiałamiwuszach.Wgardleścisnęłomnie
wzruszenie.Jakionkochany!Cudowny,najlepszynaświecie!Jak
dobrze,jakwspaniale,żesiętakpostarał,boprzecieżjestemwciąży!
Wprawdzieniezdążyłammujeszczedonieśćoniespodziance,ale
skorozainwestowałwnowelokum,tonabanksięucieszy.
Zerknęłamwniebo.Skądśnapłynęłyciemnechmuryignały
irracjonalnieszybko,jaknaprzyspieszonymfilmie.Dziwne,boprzed
momentemsłońcekrólowałoniepodzielnienanieboskłonie.Dookoła
zaroiłosięodludzi.Otaczalinaskręgiem,wiwatowali,robilizdjęcia