Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
tymtempieniemiałnajmniejszychszanszałapaćsię
nażyciodajnynapój.Aniedasięukryć,żebył
muonwtejchwilipotrzebny,oczymświadczyły
spierzchniętewargioblizywanewciążprzezwyjątkowo
długijęzyk.
–Ipocosiętakdenerwować,królowo?–Bezdomnynie
patrzyłnaswojąwładczynię,tylkośledziłbełtaniesię
płynuwzielonkawejbutelce.–PrzecieżtejOldSpejsjuż
niemainigdyniebędzie.
–Atyskądtowiesz?–Makbetkaspojrzałananiego
groźnie.
–Nobo...nobo...tylejużjejniema...toskądbysię
miałaznaleźć?
–Mogłabywyjśćspodziemiistraszyćjakoduch!
–Roześmiałasiętakupiornie,żeSaganekprzełknął
zestrachuślinę.ZatoMakbetkawypiłakolejnyłyk
iwbutelceprawiejużnicniezostało.–No,niebójsię,
Saganek,wiem,jaksobieztakimiupioramiradzić.
„Akuratwiesz,larwojedna–pomyślałzbieraczzłomu.
–Jakbyświedziała,toWinetujużbydawnozapomniał
oGwiazdeczce”.
–Cotygadasz?–MakbetkałypnęłaokiemnaSaganka
tak,żetamtenzwinąłsięwkłębek.
–Nicniemówiłem,królowo!
–Alepomyślałeś.Awiesz,żejapotrafięczytaćludzkie
myśli–cedziłapowolisłowawładczynibezdomnych.
–JanawetTomaszymaprzejrzałamnawylot.
–Panadoktora?
–Doktorasrora.Tozwykłycwaniaczek,którytylko
udaje,żenampomaga,żebysięnanasdorobić!
–Makbetkapozbawiłabutelkęresztkizawartości,