Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
biczem,wciążuparcietwierdziłem,żejedynieconapisaneprzetrwa
dłużejniżnaszadroga;wierzyłemwpismo,niebędącpewny,czy
potylulatachzachowałemjeszczezdolnośćstawianialiter.Takto,
idąc,pisałem,niepisząc,formułującswojemyśliioblekając
jewnajbardziejstosownądlaichwyrażeniaformęjużczułemsię
autoremswojej,bytakrzec,przeszłości,listuwysyłanego
wnajodleglejsząprzyszłość.Jeślicośmięniepokoiło,tonagle
stwierdzonyfakt,żezgubiłem?żezaginęły?gdzieśmojetowarzyszki.
Ówdzieńpachniałmocnomacierzankąimiętą,nazboczachjarów
jaskrawożółciłysięwostrymsłońcużarnowce,śniegiemdrobnych
białychpłatkówprószyłyprzekwitającejużnadnimikrzewytarnin
isamosiewnychtrześni,jazaśpółleżącwbujnejtrawie,opartyplecami
opieńbrzozy,spodprzymrużonychpowiekbezmyślniewpatrywałem
sięwbezmiarczystegonieba–ciemnoszafirowegopośrodkuczaszy,
blednącegowmiarę,gdywzrokpowoliosuwałsiępowklęsłości
niebieskiejhemisferykuwidnokręgowi,nadktórymnieboskłonstawał
siębiałyfarbkowąbieląprania.Niespałemaninawetniedrzemałem,
aleteżniebyłemcałkowicieświadomswojejobecnościwczasie
imiejscu,znajdującsięwstaniezawieszeniamiędzyczymś?
rzeczywistymanierzeczywistym,czymśdoskonalemiznanym
izarazemażdobóluilękunieznanym,iotowtymosobliwymstanie
pojąłem,żewtrakciemojejucieczkicałyczasbyłemsam,żeobok
mnienigdyniebyłoanimężczyzn,anitymbardziejkobiet,ajużjeśli,
totylkoichcieniezrodzonezestrachuisamotności,iniewiary,
żemnie–urodzonemupechowcowi–udaćsięmożecośtakzupełnie
nieracjonalnegojaknadzieja.Jestemczłowiekiem,dlaktóregonadzieja
jestobelgąjakśmierćdlażycia.Obydwie–nadziejaiśmierć
–upokarzająmniedogłębimegoczłowieczeństwa.Takbyłojuż
wtedy,zanimtrafiłemdoZaspy,inazesłaniu,itakjestdzisiaj,gdy
pochylonynadstołemzapisujęswoimdrobniutkimpismemstroniczki
cieniutkiegopapieru,pismemulotnymaniezniszczalnymjakcienie
moichtowarzyszekniedoli–NadzieiiŚmierci.
marzec2006