Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
8
17października,czwartek
Nigdyniezrozumiempsychiatrówineurologów.Obce
jestmibabraniesięwzwojachmózgowychigdybynie
to,żestanowiącentrumdecyzyjne,bezchwiliwahania
zdecydowałbymsięnalobotomię.
Potymjakznokautowałemgnojawmoimogrodzie,
straciłemnadsobąkontrolę.Przeszłośćjawimisię
niczymbohomaz,anatymbohomazieztrudem
rozpoznajęposzczególnekształty.Widzęnatrysk,
centymetrywodynapłytkach,jakieśobceręce,koc
isufitwsypialni.Jakaśtwarzniebędącatwarząani
Hani,aniNiny.Twarzzupełnieobca,alepełna
współczucia.Aniołmiłosierdzia?
Daniela.Tak.Powiedziała,żemanaimięDaniela.
Nazwiskaniepamiętam,alemacośwspólnego
zmęczennicą.
Potembyłpogrzeb,którymajaczygdzieś
wotchłani.Popowrociedodomumusiałemprzeżywać
gowciążnanowo,botakijużurokpamięci,żewywleka
zwnętrzawszystkoconajgorsze,mówiąc„cierp
bardziej,cierpjeszcze”.Upioryzżerałymnie.Nie
mogłemwygraćsowo.Dwiadczeniepodpowiadało
mi,żejedynymskutecznymorężemjestlekceważenie.
Ignorowaniekażdegosygnałuikażdegopodszeptu.
Wtensposóbwygrałem.Uspokoiłemsię,apochwilach
słabościprzyszłaporanawewnętrznąrównowagę.