Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
9
Choćmoirodzicejużnieżyją,nadalpamiętam,komu
zawdzięczamwyksztcenie.Wlatachosiemdziestych
studiaprzysługiwałynielicznym,akierunkitakiejak
prawoczymedycynazregułybyłyobleganeprzez
dzieciprominentów.Znalazłemsięwtymszacownym
gronie,ponieważnauczyłemsięskładaćlitery,mając
dwalata,isczytywałemwszystkiewoluminy,jakie
przetrwaływojennąpożogę.Moirodzicerównieżparali
sięmedycyną.Ichoćichmetodydzisiajwydająsię
przestarzałe,podchodzędonichznależnąestymą.Nie
możnawycinaćkorzeni,inaczejzwiędnąliście.
Studiowałemwczasach,gdypolskąpolityką
iżyciemspołecznymmiotałazawierucha.
ObserwowałemkolegówtworzącychNiezależne
ZrzeszenieStudentów,widziałemjakbuntowalisięnad
setkąwódkiiogórkiemkiszonym.Wznoszonych
spodniachirozciągniętychbluzachmarzyliowolnej
Polsce,akolejnegodniaspalinawykładach.Papierosy
byływtedymodneipokazaćsięztakimwustachwiele
znaczyło.TravoltawyrósłnanowegoBoga.Ogrom
moichznajomychwcierałwewłosybrylantynę
izakładałdzwony.Niechcieliśmybyćgorsiodzachodu,
alewschódnasprzytłaczał.
Zedwarazyspałowanomniewstaniewojennym,
bodałemsięnamówićnadezercjęzakademika.
Wspominamtonieraz,gdyprzechodzęulicąSzewską
wKrakowie.Potemunikałempolityki.Słyszałem,