Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁTRZECI
SkoroDeckerbyłwmieściejakieśtrzydzieści
kilometrówoddomuRinazarezerwowałastolik
wjednejzlicznychkoszernychrestauracjiprzyPico
Boulevard.Wyszlizdomujejrodzicówoszóstejipół
godzinypóźniejsiedzielijużipopijalizkieliszkówwino
zwinnicCôteduRhône.ChociażPeternigdyniebył
specjalnymgadułą,tegowieczorusprawiałwrażenie
wyjątkowopociągliwego,więcRinausilniestarała
siępodtrzymywaćrozmowę.MożePeterjestgłodny.
Uznała,żestaniesiębardziejrozmowny,jakpoprawi
musięhumor.Alenawetpospałaszowaniuantrykotu,
frytekisurówkipozostałmilczący.
Oczymtakrozmyślasz?spytaławkońcu.
Oniczym.
Niewierzę.
Widzisz,właśniewtakichsytuacjachwy,kobiety,
wszystkopsujecie.Zawsze,kiedymężczyźnimilczą,
przypisujecietomilczeniejakimśgłębokim,
wewnętrznymmedytacjom,gdytymczasemjamyślę
odeserze,akonkretniezastanawiamsię,czywartjest
swoichkalorii.
Jeślichcesz,możemyzjeśćdospółki.
Cojakzawszebędziemiałotakiskutek,żejazjem
dziewięćdziesiątych.
Tomożedarujmysobiedeserijedynienapijmysię
kawy.Wyglądasznatrochęzmęczonego.
Naprawdę?Deckerpogładziłsięporudo-siwych
wąsach,jakbyrozmyślałnadczymśgłębokim.Jego