Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Razjeszczeskontrolowałaczas.Dokońcaregulami-
nowejprzerwymiałajeszczekwadrans.Położyłasię
nakozetce,przyłożyłagłowędowymiętoszonejpo-
duszki.Zamknęłaoczyiwłaśniewtedyzadźwięczał
dzwonekinterkomu.
Podniosłasię,aleumęczoneciałozaprotestowało
istraciłarównowagę.
Telefoncałyczasdźwięczałgłośno.
Syknęła,uraziwszykontuzjowanykilkatygodniwcze-
śniejłokieć.
Brzęczeniebyłocorazbardziejnatarczywe.
Wiedziała,żemusipodnieśćsłuchawkę.
Zgłosiłasię.DzwonilizdolnegoSOR-u.
Tak…Jużidę…Poprawiławygniecionyfartuch
iwyszłazdyżurki.
Doceluniemiaładaleko,alepodrodzemusiałaprzejść
przezkilkazatęchłychkorytarzy.Zwiszącychnadgło-
wamirurodpadałypłatyfarby.Nielepiejprezentowa-
łysięścianypociągnięteszarąemalią.Spodniektórych
wielkichdziurwyłaniałysięplamypleśniigrzyba.
Oświetlenieszwankowało,musiałauważać,abynie
potknąćsięnawyszczerbionychkaflach,położonych
chybajeszczewpoprzednimstuleciu.
Wreszciedotarładowielkiejsalijakiśczastemuprze-
robionejnapoczekalnię.Niewieleosóbzesobąroz-
mawiało,większośćsiedziałanalepiącychsięławkach,
zachowującprzepisowydystans.Gdybyniedobiegające
zewsządjękiipłaczmałychdzieci,możnabytomiejsce
wziąćzahalędworcową.
Tak,jaksięspodziewała,liczbapacjentów,jakąwi-
działaprzedprzerwą,anitrochęsięniezmniejszyła.
45