Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Adama.Niewypowiedziałanisłowa,jedyniezrzuciłswój
surdutizacząłpodwijaćrękawy.
–Coplanujeszteraz,Adamie?–matkazawołała
zlękiem.–Niemyśliszprzecieżpracowaćbezprzerwy?
Zbytrozwścieczony,byodpowiedzieć,Adamkrążył
powarsztacie.Matkarzuciłapracęnadpończochą
igoniącgo,złapałagozaramię,mówiącżałosnym
tonem:
–Synku,musiszprzynajmniejzjeśćobiad.
Przygotowałamziemniakizmięsem,takie,jakielubisz.
Chodź,zjedz.
–Dajmispokój,matko!–wykrzyknąłgwałtownie,
odpychającjąichwytającdeski.–Czemutymówisz
ojedzeniu,kiedytrumnapowinnabyćgotowa.Mabyć
gotowajutroosiódmejrano,atunawetniezaczętonad
niąpracować.Tomyślenieprzytłaczamnie,niebyłbym
wstanienicprzełknąć.
–Aleprzecieżniezamierzasztegorobićsamemu,
prawda?Niemożeszsięzabićpracą.Musiałbyśniespać
przezcałąnoc.
–Cotoznaczy?Żemamodstąpićodswoich
zobowiązań?Czymogępozwolić,byciałozmarłego
spoczęłobeztrumny?Czymógłbymsobie
natopozwolić?Lepiejbyłobydlamniepracowaćrękami
dokrwi,niżzawieśćtych,którzynamzaufali.
Todoprowadzamniedoobłędu.Jużoddawnamamtego
dość.Wolęrzucićwszystko.
BiednaElżbietasłyszałatesłowaniejednokrotnie.
Gdybymiaławięcejrozwagi,odsunęłabysięwciszy
idałasynowichwilęnaochłonięcie.Jednakżekobiety
niekiedyniepotrafiązrozumieć,żeniewartorozmawiać
anizpijanymi,anizrozgniewanymiludźmi.Usiadławięc
napniuizaczęłapłakać,agdyjejpłacznabrałnasile,