Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
drogi.Odbiorcąbyłlekarzwmiejscowymszpitalu.Nosił
nazwiskooczystogermańskimbrzmieniuiliterkę“P”
nakitlu.Tenwłaśniemłodylekarz,któryprzeżyłokupację
izczasemdorobiłsięwPRLtytułówisplendorów,
pomógłmiwkłopotach,któreprzyszływrazzwładzą
ludową.
Tymczasemkursowałemnatejtrasiecodwatygodnie.
Powolistawałosięrutyną,codoniedawnapowodowało
dreszczemocji.WczasiejednejzwizytwChrzanowie
ostatniej,jaksięwkrótceokazałomiałemosobliwą
przygodę,naktórązrazuniezwróciłemuwagi
izapomniałemozdarzeniu.Śladyponiejszybkozostały
zatarteprzezczasiwymogikonspiracji.Sprawazostała
tajemnicza.Ktowie,czywszystkoniezaczęłosięwłaśnie
wtymdniu?
Lekarz,któryprzyjmowałodemnieopakowania
z„lekarstwami”idawałmiwzamianinne,przywykłjuż
byłdomojejosoby.Przyjmowałiodprawiałzeswobodą,
zażyłościąnawet.Zaprosiłmnienaskromnypoczęstunek
doswojegogabineciku.Byłotoryzykownezdwóch
powodów:popierwsze,gabinecikbyłurządzony
wsamymśrodkuoddziałuchoróbzakaźnych,podrugie,
dokonywałwtensposóbjawnejdekonspiracji.Bywało
bowiem,żeupychałtamniezupełnielegalnych
pacjentów.Tabliczkaostrzegająca,żeleżątuzakażeni
pełniłarolęzaporyprzedwścibskimi,niemniejlepiejbyło
losuniekusić.Tegojesiennegodniateżmiałtam
pacjenta,októrymwładzeokupacyjnewżadnym
wypadkuniepowinnywiedzieć.Człowiekten,cały
wbandażachzniewielkimtylkootworemnaoczyiusta,
namójwidokprzemówił.Wypowiedziałgłosemcichym
iobolałymkilkasłówwniezrozumiałymdlamniejęzyku.
Mówiłtoztakąintonacją,jakbyczegośsięprzeraził.
Rozejrzałemsiębezradnie.Chciałemzareagować,ale
niczegonierozumiałem.Byłemsamzobłożniechorym
cudzoziemcem,któryczymśprzejęty,wyjękiwałswoje
poruszeniewegzotycznymdlamniejęzyku.Wreszcie,zza
prowizorycznegoprzepierzeniawysunąłsięlekarz.