Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Gniewoszzacząłznowu,wskazującpanazezłotym
szerokimpasemnabiodrach:
–Pan...
–Podstoli.AndrzejzTrzewlin–samprzedstawiłsię
złotowłosychudymłodzianizukłonemprzejąłsrebrny
kubekwypełnionypobrzegibrzęczącymiflorenami.
–AtopanKozik–powiedziałGniewosz,wskazując
napoczerwieniałegomłodzikawszarejkoszuli,któren
jenoskłoniłsiębezsłowa.–Wszystko,czego
potrzebujeszpani,doniegozgłaszaćmożesz.
Kozikdostałhaftowanezłotemrękawicenapięć
palcówuszyte.Poczerwieniałjeszczebardziej.
–Aten...pan...?–Wskazałamdłoniąnieśmiało
nachłopcazaglądającegonamniezzagrupydam.
Gniewoszzmarszczyłbrwi,jakbyprzypomniećsobienie
mógłktozacz.
–A...–rzekłzpogardą.–Hanczlik.Chlebnywasz.–
Ateraz...–zaczął,uznając,żechłopcunicnależećsięnad
powitanieniemoże.
–Stój,panie...–wstrzymałamochmistrza
izawstydzonemuchłopcupodarowałamdoprzyszycia
doodzieniaskórzanąkaletęzdzwoniącymisrebrnymi
kutasikami.Uśmiechnąłsięzwdzięcznością.
Popowitaniach,okazaniumiresztydamzfraucymeru,
DanutyiŚmiechny,wymianiegrzecznościzeznanymi
mipannamiTęczyńskiminakarmionostuośmiuludzi
przybyłych,zabawionotańceminanoculokowano
pokomnatkach,strychach,stajniachikomorach.Adla
mnie,kiedydwórspał,zgotowanorozkoszypełnąkąpiel.
Jakżeinnąniżtęwłaźnistryja!Pełnąpanieńskich
śpiewów,łakoci,konopnychilawendowycharomatów,
każącychpotemodurzonym,rozchichotanym