Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wposzczególnemiejsca.Okazałosię,żewszędziemamblisko.
Wykupiliśmydlamniemiesięcznybiletnawszystkieśrodki
komunikacjipublicznej,abymmógłswobodnieporuszaćsię
poWarszawiei,jaktowujekokreślił,„odpocząćodbab,kiedyzaczną
mniedobijać”.Uznałem,żeżyciezwujostwemniebędzieażtakzłe,
jakmisięwydawało.
–Aototwojaszkoła–oznajmiłzzachwytemwujek,gdy
przejeżdżaliśmyobokobskurnegomolocharodemzhorroru.Nie
zdziwiłbymsię,gdybyześrodkawyszłazakrwawionapostaćzsiekierą
wręce.
–Aaa…yyy…eee…–Pokręciłemgłowązniedowierzaniem.
–Pewniewszystkiepieniądzeinwestująwodnowęwnętrza,jestem
pewien,że…yyy…
–Heniek,niestraszchłopaka–powiedziałaciocia.–Toniebyła
twojaszkoła,Danny,tylkoszpital.
–Toniejestśmieszne–bąknąłemispiorunowałemwujka
wzrokiem.
–Awłaśnieżejest–zaśmiałsięwujek.–Szkoda,żeniewidziałeś
swojejminy.Powinienembyłcięsfilmować.
Kilkanaścieminutpóźniejdotarliśmydodzielnicynasamymskraju
Warszawy,gdziemieszkałowujostwo,ipodjechaliśmypodmoją
prawdziwąszkołę.Niepowalałanakolana,aleprezentowałasię
oniebolepiejniższpital.
–AnetaiNataliateżtutajchodzą.Oprowadzącięwponiedziałek
ranoipokażą,gdzieznajdująsięposzczególneklasy,żebyśsięnie
stresował,kiedyzacznieszlekcje.Prawda,dziewczynki?
–Oczywiście–odpowiedziałaAneta.
Nataliamiałasłuchawkiwuszachibyłazajętaprzeglądaniem
magazynuomodzie.Kiedyśpodczasspotkańrodzinnychnaszatrójka
świetniesiędogadywała,aleostatnieBożeNarodzenieprzegadałem
zAnetą.Nataliawolałarozmawiaćzdorosłymiicodziesięćsekund
poprawiaćmakijaż.WtymsamymczasieMilenaiKasiabawiłysię
lalkami,anajmłodszazkuzynek,Julka,próbowałaimjezabrać.
Kiedydotarliśmynamiejsceizaparkowaliśmynapodjeździe,
obudziłysięwemnieobawy.Nigdyprzedtemniewidziałemdomu
wujostwa(świętaspędzamyubabci)iprzyznamszczerze,żeinaczej
gosobiewyobrażałem.Myślałem,żeskoromajątyledzieci,muszą
mieszkaćwdużejwilli(możezbasenem,ktowie),aprzedemnąstał
mały,dwupoziomowydomek.Wyczuwałem,żeszykujesiędzielenie
pokojuzkuzynkami.Tylkonieto.Nigdywżyciuniemusiałemsię