Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ponieważdrzwiodpokojuuchylone,mógłbysięzręczniewsunąćido
środka,obejrzećwszystko,cosiętamznajdujeizapowrotem
opowiedziećmidokładnie.
—Tak,tak—rzekłżartobliwie—mójkochanycieniu,choćrazw
życiupowinieneśprzydaćmisięnaco.No,cóż?Idziesz?Dalej,
śmiało,wchodźdośrodka!
Iskinąłgłową.Cieńskinąłtakże.
—No,toidź,tylkoniebawtamzadługo.Czekampana.
Podniósłsięzkrzesła,cieńpodniósłsiętakżenaprzeciwległym
balkonie;aktobypatrzyłwtedyuważnienawszystko,łatwoby
dostrzegł,żewtejsamejchwili,kiedymłodzieniecwchodziłdoswego
pokojuizapuszczałfirankę,cieńprzezdrzwiuchylonewsunąłsiędo
tajemniczegomieszkania.
Kiedynazajutrzzranamłodyczłowiekwyszedłjakzwykle,aby
przeczytaćgazetyiwypićszklankękawy,zezdziwieniemspostrzegł,
przechodząculicą,żeniemawcalecienia.
—Atoco?—rzekłzdziwiony.—Niemamcienia?Czyżby
wczorajposzedłnaprawdęiniepowróciłdotąd?
Irozgniewałogotakiezuchwalstwo.
Wieczoremusiadłznowunabalkonieipostawiłświatłozasobąw
pokoju,wiedzącdobrze,żecieńmusimiećprzedniemtarczęzeswego
pana.Alecienianiebyło.Podnosiłsięisiadał,przeciągał,kurczył—
nicniepomagało.Chrząknąłkilkarazygłośno—itonanic.
Tomogłogorozgniewać.
Leczżewgorącychkrajachwszystkoszybkorośnie,więcpo
tygodniuzauważyłzprzyjemnością,żenowycieńzaczynamuzpod
nógwyrastać,kiedyidzieposłońcu;widoczniekorzeniezostały.Po
trzechtygodniachcieńbyłcałkiemprzyzwoity,agdywróciłzpodróży
doojczyzny,nieodstępnytowarzyszkażdegoczłowiekabyłtakduży,
żemógłbyoddaćpołowębliźniemu.
Powróciwszydodomu,uczonypisałksiążkiowszystkim,cona
świeciepoznał,cojestprawdą,cojestpiękneidobre.—Takupłynęło
dniwiele,latwiele.Wielelatupłynęło.
—Uczony—jużniemłody—siedziałrazwswoimpokoju;wtem
zapukanododrzwi.
—Proszę!—rzekł,—aleniktjakośniewchodził.