Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Bałwanześniegu
—Jakiżtenmrózjestwspaniały!—powiedziałbałwanześniegu.
—Ajakie˝to˝wgórzejestrozżarzone!—miałnamyślisłońce.
—Niezmusimniedomrugania,będęmocnozaciskałmoje
skorupkiśniegu.Zamiastoczumiałdwaduże,trójkątnekawałki
dachówek,ustamiałzrobionezkawałkastarychgrabi,posiadałwięci
zęby.Przyszedłnaświatwśródradosnychokrzykówdzieci,powitany
brzęczeniemdzwoneczkówsanekistrzelaniemzbicza.Słońcezaszło,
wzeszedłksiężycwpełni,okrągłyiwielki,jasnyipięknywbłękitnym
powietrzu.
—Gdybymtylkowiedziałjakruszyćsięzmiejsca.Gdybymto
potrafił,poszedłbymterazpoślizgaćsiępolodzie,widziałemjakto
robilichłopcy.Aleniepotrafiębiegać.
—Precz,precz!—zaszczekałstarypiespodwórzowy,którybył
trochęzachrypnięty.Miałchrypęodczasu,gdyprzestałbyć
pokojowympieskiemijużnieleżałpodpiecem.—Słońcenauczycię
biegać.Widziałemcosiędziałozeszłegorokuztwymipoprzednikami,
adawniejzichpoprzednikami.Wszyscyoniposzlisobieprecz.
Pogodasięzmieniła.Nadranemgęsta,wilgotnamgłapokryłacałą
okolicę.Kiedydniało,zawiałwiatr,wziąłostrymróz.Icóżtoza
widokukazałsięgdywzeszłosłońce!Wszystkiedrzewaikrzakistały
wszronie.Wyglądałotojaklaszbiałegokorala,wszystkiegałęzie
byłybiałejakbyobsypanebiałymkwieciem.Akiedyzaświeciło
słońce,wszystkozabłysłojakpokrytediamentowympyłem.Wydawało
się,żepłonątamniezliczonemaleńkieświatełka,jeszczebielszeod
białegośniegu.
—Jakietocudowniepiękne—powiedziałamłodadziewczyna,
któraweszłazmłodzieńcemdoogrodu.Stanęlitużkołobałwanai
oglądalibłyszczącedrzewa.—Nawetwlecieniematakiegowidoku.
—Atakiegojegomościajaktenniemawleciewcale—dodał
młodzienieciwskazałnabałwana.—Jestwspaniały.Dziewczyna
zaśmiałasię,kiwnęłagłowąbałwanowiitańczyłazeswym
przyjacielempośniegu,któryskrzypiałimpodnogami.