Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Lekcję?–wdrzwiachpojawiłasiępostaćlekarza.–Wally,
tysiędokądśwybierasz?
–Doszkoły,paniedoktorze–chłopakwyszczerzyłzęby.
–Jawiem,żenadzisiejsząmłodzieżtowy,dorośli,tylko
narzekacie,aleproszęmiwierzyć,mydobrzewiemy,czego
chcemy.
–Toczegochcecie?–spytałmedykzautentycznymzain-
teresowaniem.
–Miećkochającąrodzinę,ciekawąidobrzepłatnąpracę,
przytulnydomeknaprzedmieściachikarnetnażużellubko-
szykówkę.
–Mówisz,jakbycitentekstnapisałjakiśspecodreklamy
naportalachspołecznościowych–lekarzmruknąłznieza-
dowoleniem.–Towszystkochceszosiągnąćtutaj,wZielonej
Górze,czymożejużodkładasznabiletlotniczy?
–Proponujęnieschodzićnatematypolityczne–Cudny
odciąłsiębłyskawicznie.–Wtejchwilibardziejnurtujemnie
problemśniadania.
–Śniadaniebędzieoósmej,siostrazresztąjużcitopowie-
działa.Dzisiajwplaniejestparówkadrobiowa.
–Wplanietojamamwtymczasiesprawdzian.
–Uważaj,Wally–lekarzpogroziłpalcem.–Nigdzie
niepójdziesz,zostajesztutaj.
–Kiedyminicniejest–zaprotestował.–Naprawdę!
–Otymdecydujętutajja,mójdrogi.
–Wtakimraziewypisujęsięnawłasnąprośbę.
Lekarzzaoponował,poparłagopielęgniarka,aleCudnybył
nieugięty.Godzinępóźniej,przebranywpobrudzonydres,
podziękowałobojguzaopiekęiruszyłwkierunkuwyjścia
głównego.Kiedyszedłszpitalnymikorytarzami,burczałomu
wbrzuchutakmocno,żemiałwrażenie,iżodtegoodgłosu
ażdrżąściany.Naszczęścieprzyprzystankuautobusowym
naWaryńskiegobyłokilkasklepów,wtymjedenspożywczy.
23