Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Ja...ich...nie...zabiłem...–Wallyłkał.
–Jużdobrze,zostawgowspokoju–Banaśwkroczyłnasce-
nę.–Jeślinamwszystkodokładnieopowieszibędzieszwspół-
pracował,toprokuratornapewnoweźmietopoduwagę.
–Niezabiłemrodziców–szepnąłchłopak.–Musiciemi
panowieuwierzyć!
–Opowiesznam,jakbyło?–funkcjonariuszzadałtopyta-
niezniezwykłymspokojem.
–Muszęsięnapićherbaty–Cudnyodzyskałzdolność
trzeźwegomyślenia.–Jestemgłodny.
BanaśkiwnąłnaWitkowskiego.Tenobróciłsięnapię-
cieidopiero,gdystanąłtyłemdochłopaka,pozwoliłsobie
nauśmiechtriumfu.
*
DyrektorMacerodgodzinysiedziałwfotelu,schowawszy
głowęwramionach.Niemógłuwierzyćwto,cosięstałoalbo
raczejwto,comówilipolicjanci,żesięstało.Fakt,żeuczeń
budowlankimiałzastrzelićswoichrodziców,apotemdlaza-
tarciaśladówpodpalićwłasnydom,wymykałsięjegoper-
cepcji.Zastanawiałsię,wjakisposóbprzekazaćpozostałym
uczniomigronupedagogicznemutakmakabrycznąnowinę,
bożeczekałogototrudnezadanie,niemiałcieniawątpliwo-
ści.Kwestiączasubyłorozejściesięplotekposzkole.Myślał
nadtymintensywnie,alemimobogategodoświadczeniawy-
chowawczego,niemógłwpaśćnażadnedobrerozwiązanie.
Zodrętwieniawyrwałgodźwięktelefonu.Wyjąłkomór-
kęzkieszenimarynarkiwiszącejnaoparciufotela,spojrzał
nawyświetlacz.Nierozpoznałnumeru,niemiałochoty
narozmowęzkimśnieznanym,więcodrzuciłpołączenie.
Jużmiałwyłączyćaparat,kiedyuświadomiłsobie,żewłą-
czonajestfunkcjadyktafonu.Tooznaczało,iżurządzenie
mogłonagraćpolicjantówzostawionychsamnasamzWe-
spazjanemCudnym!
35