Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tegojeszczeniewiesz.Mamawchodzinacoraz
bardziejstanowczetony.PozatymdoktorLisiecki
po​wie​działmicośjesz​cze.
Nibyco?Wy​my​śliłko​lejneba​da​nie?
Nie,alepo​le​ciłko​goś,kto...
Oho!
...podobnobardzodobrzeznasięnategotypu
przypadkachimógłbypomóc.Zajmowałsięjużosobami,
przyktórychinnizałamaliręceisiępoddawali.Naprawdę
wartodoniegopójść.
Przezchwilęmilczę,przetwarzającjejsłowa.Słyszałam
jejużzdecydowaniezbytwielerazy,byponowniesię
nabrać.Wszyscyspecjaliści,uktórychdotejporybyłam,
mielibyćwspanialiiodmienićmojeżycie.Coztego
wy​szło?Chybaniemu​szęmó​wić.
Możemyotymporozmawiaćkiedyindziej?pytam,
boomawianietegoteraz,wtrakciekryzysu,naprawdę
misięnieuśmie​cha.
Mamarobitenswójdziwacznywyraztwarzy,który
oznacza,żeanitrochęsięzemnąniezgadza,alenie
main​negowyj​ścia.
Toważne.Mu​simyzde​cy​do​waćotym,coda​lej...
Naraziechcętylkospokojniedotrwaćdowieczora
prze​ry​wam,przyj​mu​jąctonpo​dobnydojejtonu.
Mierzymniespojrzeniem,alepochwilikiwagłową
nazgodęiwy​cho​dzi.
Gdytylkozostajęsama,ponowniezakopujęsiępod
warstwąkoców.Tymrazemniemajużdlamnie
znaczenia,czymnieprzygniotą.Amożetakbyłoby
le​piej?Skoroitakniktnieumiemipo​móc...
Jaknazłośćznówzaczynammyślećonarkozie
iprzy​po​mi​namso​bie,żewszy​scywi​dzielimojepo​śladki.