Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
metaliczność.Cementowynawisniebawzbiera
deszczem.
–Wyspałsię?–zagadujekierowca.–Tak?–Palipod
tabliczkąozakazieplucia.
–Tak,tak...–wychrypiam.–Przepraszam,żemusiał
panczekać.
–Pobagaż,bądźciełaskawi.
Odruchowouładzającwłosyiubranie,idęzanim
dopełnegopolskichkonserwmięsnychluku,skąd
gramolęwalizkę.Zplastikowąrączkąwdłoni
niemrawoobiegamdworzecwzrokiem.
–Macietujakiśpostój?–pytam,trącokulary
podołkiemswetra.Chucham,poleruję,wszystkonanic.
Wzrokniemożesięuwolnićodefektubrudnejszyby.
–Anacowamtaryfa?Tożtuunaswszędzieblisko.
Dokądwamtrzeba?
–DohoteluWołk.
–Pójdziecieprosto,potemwlewo,zresztą,Bim!Bim,
pokażpanudrogę–rzucawszerokorozumianą
przestrzeń.
Komudostałysiętesłowa?Popatrujędookoła.Kilku
podróżnychztorbamiwtorbach.Dysponentruchu.
Dworcowyzamiatacz.KtórytoBim?Jednazleżących
uoponyłajekpodnosisięzociąganiem,bystanąć
minaprzeciwzwlepionymiślepiami.Zbywamjąjako
żywiołżebraczy,wracamdokierowcy:
–Pozwólcie,gdzietenhotel?
–Bimpokaże.–Wskazujebrodąpsa.
SięgampoRelatywizmiTolerancję,niezastąpione
łyżkidocudzychbutów:
–Notowdrogę!Bim,prowadź.