Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
*
Cośzłegozawisłowpowietrzu.Przezjedenmałymoment
wydałomisię,żewśródtwarzytakbardzoróżnych
inieznanychmiprzemknęłatwarzczłowiekaspotkanego
wlesie.Przeszedłmniezimnydreszcz.Coonrobił
wLondynie?–pomyślałem.
–Henryku,chodźmystądszybciej.Mamwrażenie,
żektośnasobserwuje.
–Ktomożenasobserwować?–zaśmiałsięHenryk.
–Jestniedziela,wokółpełnoludzi.
–Niedyskutujzemną–rzekłemtwardo.
Przyspieszyliśmykroku.Wydawałomisię,żeczłowiek
zbliznąnasśledzi.Wpewnymmomencie,jużzamostem
naTamizie,odwróciłemsię.Człowiekzbliznąstał
nadrugimkrańcumostu.
–Toon...–wyszeptałprzerażonyHenryk.
Zauważyliśmy,jaknieznajomynaciągnąłmałą
podręcznąkuszę,którąmożnaschowaćzapazuchą.
Usłyszałemgdzieśnadsobąstrasznyświstbełtu.
RzuciłemsięnaHenryka,żebygoprzewrócić.Cudem
zdążyłem.Strzaładrasnęłaramięmegogiermka,apotem
wbiłasięwgrubąbarierkęmostuztakąsiłą,żeposypały
siędrzazgi.Człowiekzkuszązacząłuciekać.Widziałem
gojeszczeprzezchwilęmiędzybalustradąmostuiulicą,
poczymzniknąłwjednejzuliczek.
–Jesteścały?–zapytałemmegotowarzysza.
Henryktrzymałsięzaleweramię.Poręceciekły
mustrużkikrwi.Pomyślałem,żemieliśmydużo
szczęścia.