Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nie,wcaleniebyłempewien,czysięzatrzyma.Ale
zrobiłto.Zatrzymałsięwpółkrokuispojrzałnamnie.
–Wybacz,Tristanie,żetaktojakośwszystkowyszło
nienajlepiej–powiedziałem,patrzącmuprostowoczy.
–Wkażdymraziechciałemcipodziękować,żeprzez
tylelatasekurowałeśmniebardzoskutecznie.
KącikiustTristanadrgnęły.
–Zawszewiedziałem,żejakiśsmokwkońcubędzie
sprawcątwojejśmierci.Nigdybymsięjednaknie
spodziewał,żestaniesiętowłaśniewtakisposób.Taki
pośredni–powiedział,araczejwymamrotał.–Nocóż
Wyznacząminowegopartnera.Napewnobędzieczuł
sięnieswojo,zajmującmiejscepowzorowymżołnierzu,
więcbędęmusiałnadnimtrochępopracować.
–Poradziszsobie.Ażetrochęsiępomęczysz,
todobrze.Dziękitemuszybciejomniezapomnisz!
–Coto,tonie!–rzuciłzuśmieszkiem.
Jednakuśmieszekprawienatychmiastznikłzjego
twarzy.Jeszczeprzezchwilępatrzyliśmyjużtylko
nasiebie,ażwreszcieTristanSt.Anthonyodszedł,
rzucającminapożegnanie:
–Trzymajsię,partnerze!
Żadnego„dowidzenia”czy„zobaczymysiępóźniej”.
Obajwiedzieliśmyażzadobrze,żeoponownym
spotkaniuniemamowy.
–Tyteżsiętrzymaj–odparłem.
Tristanprzekroczyłpróg.
–Sądpodjąłdecyzję.
Iznówznalazłemsięwprowizorycznejsalisądowej,
przedsędziowskimstołem,przedsędzią,którywstał