Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
skrótem,drogąprowadzącąprzezlas,anatowżyciusięniezdecyduję
otejporze.
Drżącądłoniąsięgamdokieszenikurtkiiwyciągamześrodka
papierosy.Krzywięsię,zauważając,żetojużostatni.Nadomiarzłego
niewzięłamzesobąsłuchawek,anienawidzęspacerowaćbez
muzyki…
Katastrofamamroczędosiebie,starającsięodpalićpapierosa
skostniałymidłońmi.Trzęsęsięzzimna.Przezgłowęprzemyka
mimyśl,żebywrócićdomieszkaniaRadkaimimowszystkozostać
uniego,aleodrazusięzatokarcę.Toidiotycznypomysł.
Gdywreszcieudajemisięodpalićfajkę,ruszampowoliwstronę
wyjściazosiedla.Stawiamdługiekroki,bojedyne,oczymteraz
myślę,tociepłakąpielikubekgorącejherbaty.
Wzdrygamsię,słyszącuruchamianysilnikpoprzeciwnejstronie
ulicy.Światłasamochoduoświetlajądrogę,alesięnieodwracam.
Przezkręgosłupprzebiegamidreszczstrachu,aleduszęgowzarodku.
Napewnoktośwłaśniewyruszadopracyalbowracadosiebie
poimprezie.
Tak,tonapewnoto…
Wciągamześwistempowietrze,gdysamochódmijamniewolno,
zatrzymujesięprzychodnikukilkametrówprzedemną.Niewidzę
animarki,anirejestracji,botencholernyśniegnieprzestajepadać!
Stopywrastająmiwziemię,jaktylkootwierająsiędrzwiodstrony
kierowcy.Przełykamciężkoślinęinastawiamsięnaszybkisprint,ale
kiedychcęsięodwrócićiuciec,dostrzegamzarystwarz.Sekundę
późniejzalewamniefalaulgi.
Dodiabła,Paula!
Artur.
Mimożecałasiętrzęsę,anogipowolimizamarzają,ruszam
biegiemwjegostronę.Zaledwieposekundziedocieradomnie,
żetokretyńskipomysł.Ślizgamsięnachodnikuitracęrównowagę.