Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nazmianęzwijamirozluźniampięści.
Podczasgdyruszampowoliwstronęwyjazduzosiedla,Paulina
wypuszczazsiebiedrżącyoddech.Mimowolniezaciskamnakilka
sekundpalcenajejudzie,chcącjejprzypomnieć,żejestemobok
iżemożenamnieliczyć.Nietylkozpowoduobietnicy,którąkiedyś
złożyliśmysobiezŁukaszem.PoprostuPaulinanatozasługuje.Jest
dobrą,empatycznąosobąinigdy,gdypotrzebowałemprzy
czymkolwiekpomocy,minieodmówiła.
–Przepraszam…–szepcze,wiercącsięnafotelu.
Zerkamnaniąkątemoka,aleposekundzienapowrótskupiamsię
nadrodze.Niechcędoprowadzićdowypadkuanidożadnej
niebezpiecznejsytuacji.Muszęsiępilnować,żebyjechaćmniej,niż
nakazujeograniczenieprędkości,niewciskaćhamulcawostatniej
chwiliczynieprzejeżdżaćnaczerwonymświetle.Przyczym
toostatnieterazminiegrozi,skorodochodziczwartanadranem,
ajedziemybocznymidrogami,naktórychświatłasąwnocy
wyłączone.
–Nieprzepraszaj,niemaszzaco.–Staramsiębrzmieć
nonszalancko.
–Mam…–Chrząkaiwzdychaciężko.–Jestemdlaciebie
utrapieniem–szepcze.Otwieramusta,żebyzaprzeczyć,aleonajest
szybsza.–Takwłaśniejest,Artur.Odpieprzonegopółtorarokurobisz
wszystko,żebymnieczułasięzagubionaisamotna.Jestem
cizatocholerniewdzięczna,aleniemożeszzawalaćswojegożycia
przezemnie…Ocotymrazemwamposzło?–Robialuzjędomojego
spanianakanapie.
Zaciskammocnopalcenakierownicy.Milczę,boniewiem,
copowiedzieć.NiechcęokłamywaćPauliny,alewiem,żekiedy
powiemjejprawdę,zaczniesięobwiniać.Ajaniechcę,żebysię
obwiniałazacoś,coniejestjejwinąinaconiemiałażadnego
wpływu.