Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wymiocinaminiżgównem,adotegotakmocno,żemiedziaki
odpasażerówsypałysię,jakbykloszardziwłaśniedawaliuliczny
koncertżycia.Niemusielinawetprosić,kłamać,szefuńciować
ikierownikować.Smródiwyciągniętarękazałatwiałysprawę.
Paragonprzyglądałsiętemuteatrzykowizeznikomym
zainteresowaniem.Zadawnychlat,gdyjeszczejeździł,zdarzało
musięmiećstycznośćzdużogorszymsmrodemidużobardziej
odrażającymitypaminiżbandazarzyganychżebraków.Ichoć
odtamtejporyminęłowielelat,skórzanąkurtkęzastąpiłgarnitur
HickeyFreeman,aztwarzyzniknąłszorstkizarostiźlezrośnięte
blizny,pewnerzeczyzostawaływczłowiekujużnazawsze.Smrody
przeszłości...
–Pierdymroku–mruknąłpodnosemiuśmiechnąłsiędotej
myśli.
Jedenzbezdomnychźleodczytałtengrymasidostrzegłszansę
nazarobek.RuszyłkuParagonowizwyciągniętąręką.Zatrzymałsię
dopierodwakrokiprzedbyłymmotocyklistąizadarłgłowędogóry,
byspojrzećmuwoczy.Śmierdzącaaura,jakąroztaczał,byłaniemal
widoczna,niemalnamacalna–zielono-żółta,gęstailepka.
Przezchwilęstalitakobaj,bliskodwumetrowyfacetwgarniturze
zakilkatysięcyiwychudły,zgarbionyżebrakotwarzyjakpniak
porośniętymchem,wstarymznoszonymdresieidamskichkozakach;
międzyniminiczymnaparodiifreskuMichałaAnioławyciąg-
niętarękastarca.
WkońcuParagonopuściłgłowę,przyjrzałsiędłoniispojrzał
prostowoczyżebraka.
–Połamać?–zapytałgrzecznie.
Żebrakpokręciłgłowąiopuściłrękę.Zdążyłodejśćdwakroki,gdy
zgłośnikówrozległsiężeńskigłoszapowiadającywreszciewjazd
pociąguDzwoneczka.
***