Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przerażające,naprawdę.Najstraszniejsze,cowidziałem
wżyciu…Apóźniej,gdyjużsamochódstoczyłsiędorowu,
tojedenznichzacząłpiaćjakkogut,apozostalicośkrzyczeli…
Cośjak…”
***
„…Bangarang!”
Bruzdauniósłgłowę.Przerwałnachwilęwycieraniekontuaru
iskupiłwzroknaekraniezawieszonegonadbaremtelewizora.
Corazbardziejpotrzebowałtychprzeklętychokularówobraz
trochęmusięrozmywał.Alezdecydowanienieoobrazteraz
chodziło.Sięgnąłpodladępopilotaidałgłośniej.
„Tojużkolejnybrutalnywybrykpowiązanyześrodowiskiem
motocyklowymwostatnichdniach.Wciążtrwapostępowanie
wsprawie…”
Bruzdawyłączyłdźwiękiwestchnąłgłośno.Niemasensu,
żebyterazotymsłuchał.Nadniachusłyszypewnieztrzydzieści
mniejlubbardziejszczegółowychwersjiostatnichzajść,akażda
znichbędziedużorzetelniejszaniżto,codostanie
odwyfiokowanejpaniusiztelewizji.
„Wybrykpowiązanyześrodowiskiemmotocyklowym”,nożeż
kurwa!Terazznowusięzacznie.Kontrole,wizytypsówiinnych
smutnych,przesłuchaniaitajniacywkątach.Niezgadywał,nie
przypuszczał.Wiedział,żetakbędzie.Skąd?Takbyłozawsze.
Większośćjegoklientelistanowilibikerzy,zklubów
iniezrzeszeni,ichtowarzyszki,aczasempodrostki,którym
imponowaliwielcygościewkamizelkach.Ilekroćwięczdarzyło
sięcokolwiekpowiązanegozdwukołowymimaszynami,
nieważneczywiększywypadek,czyzadymanazlociealbopoza
nim,towłaśniewBarSakwiezjawiałysięglinyireporterzy.
Niekonieczniewtejkolejności.
ZpoczątkuBruzdamyślał,żetomożeidobrze,
żetoprzyniesiemurozgłos,ściągniedobaruklientów.Alenie,
dlanowychwciążbyłotu,czylinaprzedmieściazadaleko,
astarymniepodobałsięrozgłoswmiejscu,gdziechcielisię
poprostunapić,pogadaćbezspiny,zaruchaćwkiblu.Medialne
zamieszaniegwarantowałowięcwbiznesiecichedni,amoże
nawettygodnie.Itoakuratwmomencie,gdyBruzdziewydawało