Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
stóp,raczejśladynógsłonia.
Minęliklomb,podktórymniebyłojużkota,apotemweszli
międzydrzewa.Naskrajuboiskaczekalizniecierpliwienikoledzy
chłopca.Małyposłałimpiłkędługimicałkiemprecyzyjnym
kopnięciem.
–Wczorajteżpokazywalipanawtelewizji–powiedział,
odwracającsiędomężczyzny.–Tatamówił,żerobiąztego
zadużehalo…
–Teżtaksądzę.–PanBalonskinąłgłową.
–Alejatakwcalenieuważam.Towymagałoodwagi,apan
jestjedynymprawdziwymochroniarzemwtymmarkecie,niejak
tewszystkiestaredziadki…
PanBalonuśmiechnąłsięizmierzwiłchłopakowiwłosy.Nie
zabardzowiedział,comógłbymupowiedzieć,bowłaściwie
niewielepamiętałztamtegowydarzenia.Jakośsłabosięwtedy
poczuł,apotemwszystkodocierałodoniegojakprzezmgłę.Był
zły,myślałogrzechach,bylimotocykliści,aleniekojarzył
żadnychtwarzy.Apotemjużtylkopolicja.
–PanStanisławtodobryochroniarz–stwierdziłwkońcu,
byprzerwaćprzedłużającąsięciszę.–Jestmiły,uczynny
ibardzogolubię.Noistaredziadkiteżczasemdużopotrafią.
WidziałeśKarateKid?
–ToztymmałymMurzynkiemiJackiemChanem?
Tozabawne,alegdymężczyznasapał,tonaprawdę
wyglądało,jakbybyłwielkim,człekokształtnymbalonem,
zktóregouchodziłopowietrze.Nawetdźwiękbyłtrochępodobny.
–Mówięotymstarym,prawdziwymKarateKid.Wpadnij
kiedyśdomnie,tocipokażę.
–Jasne,chętnie!–powiedziałchłopiec.
Wiedziałjednak,żetoraczejnienastąpi.Odkądgruby
mężczyznasięzjawiłnaichosiedlu,odkądporazpierwszy
przyszedłdowparkuzpuszkąkociegożarciadlabezdomnych
futrzakówiworkiemsuchegochlebadlaptaków,wszyscydorośli
wzięligozadziwaka,pewnieniebezpiecznego.Apotemjeszcze
rozniosłasięplotka,żerobizdjęciadziewczynomwkrótkich
spódniczkach.Ichodziczęstodokościołaidospowiedzi.Akto
potrzebujesięczęstospowiadać?Noprzecieżtylkozboki.
Ichoćchłopcyzpodwórkajużdawnoprzestalimyślećtak
oPanuBalonie,tojednakjakieśpozorytrzebabyłoprzed
rodzicamizachować.Pewniejużitakbędąkłopotyzpowodu