Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
teotaczająceichwieś.Byłybardziejmroczne,drzewaczubkami
prawiedotykałynieba,przesłaniającsłońce.Tuiówdzieleżałygrube
powalonepnieobezlistnychgałęziach,októrychbabciamówiła:
„Ajakspotkaszprzewróconedrzewowśrodkulasu,uważaj,
botomożebyćLeszy,leśnydemonbroniącyzwierzątprzedludźmi”.
TerazHenrykowiprzemknęłoprzezmyśl,czyabybabcianiemówiła
prawdy.
Tatko,aczywtymlesiemieszkaLeszy?zapytałnieśmiało,
bojącsiętwierdzącejodpowiedziojca.Ludwikspojrzałnasyna,
przygarnąłgodosiebieimierzwiącmuczuprynę,oświadczył:
Henryku,tonieduchyczyleśnedemonydlanaszagrożeniem,
aleinniludzie.Pamiętajotym,synu.Chłopiecprzytaknąłiodrazu
mijanylaswydałsięmniejgroźny.Jeślimiałwybierać,komuwierzyć,
zawszeojcieczajmowałpierwszemiejsce.JegosłowodlaHenryka
byłobardziejświęteniżsłowagrubejHelgi,nauczycielkizeszkoły,
którauczyładziecizewsimówićipisaćponiemiecku.
Ruchnagłównejdrodzebyłspory.Mijałyichfurmanki
wypełnioneziemniakami,bryczkiwiozącecozamożniejszych
gospodarzydocerkwi,aczasaminawetjakiśsamochódwojskowy
zżołnierzami.Henrykpatrzyłnatowszystkozciekawością.Przezich
wieśbardzorzadkoprzejeżdżałybryczki,awojskowesamochody
toprawiewcale.
Pamiętaj,chłopcze,abysłuchaćwujazacząłLudwik,skręcając
zgościńcawwąskądrogęprowadzącądowsi,wktórejmieszkałjego
brat.Poobustronachdroginiczymżołnierzenabacznośćrosłypotężne
buki.Ichrozłożystekoronysplatałysięnaddrogą,tworząctunel.
Wokółwirowałyżółte,czerwoneibrązoweliście,niektóreproste,inne
poskręcane.
JakwujAndrzejcośdociebiepowieczynakażeci,totak,
jakbymjasamtomówiłciągnąłLudwik,popatrująctonadrogę,
tonasyna.Znałgoiwiedział,jakciężkimimomłodegowieku