Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ3
Patrzęwlustro,poczymprzemywamtwarzzaczerpniętąwdłonie
zimnąwodą.Jestpiątek,kwadranspoósmejijużoddobrych
dziesięciuminutpowinienemsiedziećprzyporannejkawieijak
tomówimyzRobertemrozbijaćgównonaatomy.
Roberttomójnajlepszyprzyjaciel,znamysięjeszczezliceum.
Przypadeksprawił,żesiedzimybiurkowbiurkoicodziennie
wysyłamytonysprzętukomputerowegodorównieidiotycznychfirm
jaknasza.
Kimjesteś,człowiekuzdrugiejstronylustra?Głośne
wypowiedzenietychsłówokazałosięniezwyklecenne.Uświadamiam
sobie,żestojębezproduktywniewfirmowymkiblu,zamiastrównie
bezproduktywniesprawdzaćwypornośćmojegoobrotowego
skórzanegofotela.Niewiem,czytakmakażdy,aleumniepiątekrobi
różnicę.Jestemskonany.
Jeszczejednospojrzeniewlustro,wycieramtwarzpapierowym
ręcznikiemiruszamnakorytarz.Dalej,chłopie,niktniewie,żecisię
niechce.Kierownik,uśmiechamsię.Kurwa,jakietożałosne,onteż
sięśmieje.Wiem,żechlałeścałąnoc,starycapie.Dokogosiętak
śmiejesz?
Wchodzęprzezszklanedrzwidourzędniczegogetta,
nafaszerowanegokilkunastomaszklanymiboksamidlanowoczesnych
niewolników.Podchodzędobiurka,Robertjużsiedzi.Witamysięjak
zawsze.Nawetwtedy,gdywidzimysiępopracy,zawszepodajemy
sobieręce.
Strzałkawyciągadłońjakopierwszy.
GdzieKrzysiek?rozglądamsiędokoła.
Robertuśmiechasięznacząco,znalazłsięmoralizator.