Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
otworzyćoczu,choćwobecnośćowadaniewątpił;zamachałrękami,
chcącodgonićinsekta,alenatarczywydźwięknieznikał.Brzęczenie
gootaczało,pęczniałoirozpychałosięwciasnejprzestrzenikawalerki.
Spodpółprzymkniętychpowiekzobaczył,żedźwiękstałsięjuż
ciałem;pokójwypełniłytłuste,nabrzmiałeznakinieznanegoalfabetu,
któremusiałyoznaczaćbrzęczeniewłaśnie,tegobyłpewien.Znaki
puchły,przestałysięmieścićizhukiem,ciąglewiercącwgłowie
dziury,zwaliłysięnałóżko,przykrywającgoduszącąpokrywą.
Próbowałsięporuszyć,aletylkotraciłoddech.
Otworzyłoczy,łapczywiechwytającpowietrze.Żebrawrzasnęły
wproteścieprzeciwtaknagłemuprzebudzeniuisyknął.Pokój
zalewałożółte,wysysającekoloryświatłolatarniprzedblokiem,
aprzezpółotwarteoknowpadałobuczeniedogorywającejsodowej
żarówki.
Nieumiałsięśmiać,więcprychnąłiobjąłbolącąklatkępiersiową.
Usiadłnałóżku,odkaszlnąłprzezzaciśniętezębyipowoliwstał.
Latarniazamrugałaizgasła,wpokojuzapadłaciemność,aciszę
wyjątkowospokojnegotejnocyosiedlaprzerywałyjegoświszczące,
urywaneoddechy.Tyleżebyłocośjeszcze...Zpewnymwysiłkiem
wstrzymałpowietrze,aleniczegonieusłyszał.Odkaszlnąłidałosię
słyszećcichutki,metalicznychrobot,jakbyktośskrobałkluczemalbo
gwoździempoblasze,wtórującwidealnejsynchronizacjijego
zmęczonympłucom.Florianpodszedłdooknaisłuchałchwilę,jak
ktośdokładatenosobliwyakompaniamentdojegorzężenia.
Ponowniezrobiłosięjasnoizasłoniłtwarzdłonią.Gdywzrok
muwrócił,latarniabrzęczałagłośniej,przynajmniejtakmusię
wydawało.Żółteświatłozdawałosięwypełniaćblaskiemkażdy
zakamarek,przenikaćprzedmiotyibudynki;odniósłwrażenie,żeświat
stałsięmonochromatyczny.Wszystkowyglądałojaknastarym
monitorzejegoojca,gdziegryiaplikacjewylewałysięzekranulepką
barwąbursztynu.Monotonne,metaliczneszuraniepowróciłoiprzy
każdymoddechuupewniałogowprzekonaniu,żewydobywasię
zblaszanegogarażuprzedwejściemdobloku.
Paskudnybyłtoblaszakiteraz,wtympółtrupim,kleistym
świetle,wyglądałjeszczegorzejniżpopołudniu.Zperspektywy