Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ciszauderzyłagotakmocno,żesięzachwiał.Woddali
spokojniecykałświerszcz,aon,nieliczącobitychżeber,zupełnie
zdrowystałprzedotwartąbramąblaszaka.Wnętrzebyłopuste.
Żadnegosamochodu,narzędzi,sprzętubudowlanego,kosiarekczy
grabi.Ścianywśrodkubyłytakiesamejaknazewnątrztaksamo
odchodziłaznichemalia,aspododpadającychpłatówwyzierałyrude
plamyrdzy.Zotworuwdachusączyłosiężółteświatłocichutko
brzęczącejlatarni,rysującnaubitejziemiświetlistekoło.Gdyjego
wzrokprzyzwyczaiłsiędopółmroku,spostrzegł,żegarażjednaknie
jestpusty.Podłożewyścielałyludzkiekości.
Przykucnąłiobejrzałszczątki.Śródręczejednejdłonipokrywały
pęknięcia,kolejnąwręczpotrzaskanonakawałki,innefragmenty
szkieletówwyglądałypodobnie.Brunatneplamynaścianach
bynajmniejniezawdzięczałykolorukorozji.
Wyobraziłsobierzeszeniepotrzebnychnikomumieszkańców
wielkichosiedlizaintrygowanychnagłympojawieniemsiępaskudnego
blaszaka,któregobrzydotamimowszystkoprzełamywałaszarość
wielkopłytowychblokowisk.Widział,jakzatrzaskująsięzanimi
falistearkuszegarażowychdrzwi,jakbezskuteczniepróbująsię
wydostać,jakłamiąpalce,zdzierajązknykciskóręibarwiąmetal
krwią,powolitrawieniprzezaluminiowąklatkęspijającąznichżal,
rozpaczibanałcodziennegomarazmu.Możetakwłaśniemiasto
eliminujeobumarłynaskórek,niepłodnekomórkiwypełnionegnijącą
goryczą?Zasiewaaluminiowegopożeraczasamotności,przerdzewiałą
muchołówkęoskórzewocynkuidybienaofiary.
Notodalej,smacznego.
Aleblaszaktrwałwoczekiwaniu.Askorotakbardzochciał
gopożreć,topocotaudręka,tadrogaprzezmękę,tenprzeszywający
skowytciężkiegometalu,któryprawiepozbawiłgozmysłów?Florian
wszedłgłębiejistanąłwkręguświatła.Jestem,pomyślał.Próbowałeś
mnieodepchnąć?Zniechęcić?Róbswoje,janiewracam.
Blachazgrzytnęłaokrawężnik,gdyskorodowanedrzwi
niespieszniesięzanimzamknęły.
Nieodniósłwrażenia,żedziejemusiękrzywda.Mógłbynawet