Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Winter.Czasnaprzesłuchanie.Przebiegamwzrokiem
pierwsząstronę.
–Jakmasznaimię?–pyta.
–Rebeca–odpowiadamzespuszczonymioczami.
–Gdziebyłaśprzezcałytenczas,Rebeco?–Pochyla
sięwmoimkierunku.
–Niewiem–szepczę.–Straszniesiębałam.
–Czybyłtamktośjeszcze?Kogośinnegoztobą
przetrzymywano?
–Nie,byłamsama.–Widzę,żeprzysuwasięjeszcze
bliżej,jegotwarzdzieliodmojejzaledwiekilkanaście
centymetrów.–Uratowaliściemnie–dodaję,patrząc
muprostowoczy.–Dziękuję.
Widzę,jaknabierapowietrza.Jesteśmyzaledwietrzy
godzinyjazdyodCanberry.Muszętylkotrochę
godocisnąć.Teraz,kiedypoczułsięwielki,niebędzie
wstaniemiodmówić.Tomojajedynaszansa
nawydostaniesięstąd.
–Pozwolimipanjechaćdodomu?Proszę…
–Musimynajpierwcięprzesłuchać,potemzawieźć
doszpitalanabadania.Toważne.
–NiemożnazrobićtegowCanberze?–Pozwalam,
byłzyspłynęłymipopoliczkach.Mężczyźninieznoszą
patrzećnapłaczącekobiety.Zjakiegośpowoduczują
sięwtedynieswojo.
–ZostanieszprzewiezionadoCanberryjużniedługo,
alenajpierwmusimytrzymaćsięprocedur,rozumiesz?
–Alepantujestszefem,prawda?Jeślipanpozwoli
miiść,resztabędziemusiałapanaposłuchać.Chcę
zobaczyćmojąmamę.
–Dobrze.–Zrywasięzkrzesła.–Niepłacz,zobaczę,