Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Orsinopiłgorącąkawęzpoczuciemprawdziwejfizycznej
rozkoszy,choćprzezotwarteoknodochodziłodojegouszuza-
wodzeniekobiety,ichociażchwilęwcześniejrozmyślałotym,
żeskradającysięświtjestpoczątkiemdnia,którymożezako-
ńczyćsiędlaniegozłamanymsercem.
Jednakżołnierzzareagowałnagłos,podszedłdookna
iwyjrzał.Orsinodalejpiłkawę.
–Ho,tam!–zawołałszorstko.–Pójdzieszczynie?–Odwró-
ciłsiędoOrsina.–Sterczytamoddrugiej–wyjaśnił.–Słyszeli-
śmyjąprzezzamkniętąbramę.
–Zostawciejąwspokoju–powiedziałOrsinoautorytatyw-
nie.–Jesttylkokobietąiniezrobiniczłego.Maprawodoswojej
żałoby,Bógwie.
–Będzieichtuzesto,zanimsłońcewzejdzienagodzinę,si-
gnore–odparłżołnierz.–Ludziezacznąsięwokółniejgroma-
dzić,boprzyjdązciekawości,zwielumil.Lepiejpozbywaćsię
ichodrazu,jaktylkosiępojawiają.
–Możeszwpuścićtębiednąkobietę–zasugerowałOrsino.–
Wkońcuzabiłemjejkochanka,maprawozobaczyćjegociało.
–Jaksobieżyczysz,signore–odpowiedziałżołnierz,odkła-
dającpustyrondelek.
Orsinowstałiwyjrzałponownie,gdymężczyznaodszedł.
Dziewczynapodniosłasięnanogiistaławpatrzonawokno.
Chustaopadłajejzpowrotemnaramiona,odsłaniającmłodą
irozczochraną,alepięknągłowę,wtypiegreckiejurody,choć
oczymiałaniecopodłużneimigdałowate.Oliwkowobladepo-
liczkiirozchyloneustaniemiałyżadnegokoloru,aręka,która
przyciskałachustędopiersi,byławyjątkowobiała.Regularne
rysytwarzyukładałysięwtragicznąmaskęsmutku,jakąbar-
dzorzadkowidujesięwewspółczesnymświecie.
KiedyzobaczyłaOrsina,podniosłanagleobieręce,jakdaw-
niejbłagająca.