Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Chybażebyciebieskusiło.
JaknarazietonieodpowiedziałTomasz.Możepóźniej.
Wlesiegdzieniegdziejeszczepłatyśnieguleżały,alekiedy
wydostalisięnaprzestrzeńotwartą,dzieńtambyłjasnyigorący,
nasłonecznionezboczapachniałygorzko-słodko.
Potemznowubyłlas,awnimduktprzezludziwyrąbany.
Nietrudnobyimbyłonastudognać,pomyślałTomasz,alezdroginie
zbaczał.Usłyszymyichizawszezdążymywgęstwiniesięzaszyć,
chybażebyzpsaminanaspolowali.Pamiętamdrogę,pomyślał,
przedzmierzchemdopolanypowinniśmydotrzeć,atamdalej
smolarnia,którąBalowiepostawili.Jeśliniezbójcywniejosiedli,
będziewniejmożnazjeśćiprzenocować.
GłosysłyszęzameldowałozachodziesłońcaZagwojski.
Stój!zakomenderowałTomasz.Skądgłosy?
Przednami.
Tomaszzafrasowałsię.
Niesłyszę.
Waszamiłość,głosywyraźne.Ludzieśmiejącysię.
Oszalałeś,panieJędrku.
Nie,waszamiłość.
Nie,niewyglądanaszalonego,pomyślał.Zsiadłzkonia.
Chodźmy,pociągnąłzasobąsługę.Czyżbymniesłyszał?
zaniepokoiłsię.Teuderzeniapięściąwgłowę,zrozumiał.Musi
toprzejść.Wgłowieszumiało,kiedyprzemykałsięmiędzysosnami.
Stanęliuskrajulasu.
powiedziałZagwojski,wskazującnaobozowisko.
Tomaszprzyłożyłdłońdoczoła.Naoblanejzłotempolaniedymiły
ogniska.Widzędobrze,pomyślałzulgą.Namioty,konie,wozy,jacyś
ludzie.
SpokojnipowiedziałTomasz.