Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ależołnierze.
Sabacidworscy.
GdybyżwiedziećczyiwestchnąłZagwojski.
WiempowiedziałTomasz,wytężającwzrok.Tak,wiem.
Bełzeckichbarwy.
Czytodobrze?spytałZagwojski.
Nienajgorzej.OjciecmójpanaBełzeckiegomajętnościami
zarządzał.Alebardziejbyliprzyjaciółminiżpanemisługą.
Ajeślitobuntownicy?
Niewyglądająminatakich.PanieJędrku,słuchmiosłabł,ale
widzędobrze.Trzebapowiadomićstarego.
Kniaż,usłyszawszynowinę,milczałprzezchwilę,apotem
rozejrzałsiętrwożliwiedokoła(jamyszuka,wktórąbysięzaszyć
można,pomyślałTomasz)ispytał:
Aco,jeślitoHlebowicze?
Nie,topanaBełzeckiegoludziezBolatyna.
AlezHlebowiczamiwzmowie.
Nie,ojczulku.Tojakiśprzypadkowyoddziałek.Amogąnas
przedpościgiemobronić.
Nakarmią?spytałstary.
Możeinakarmią.
Głodnyjestemposkarżyłsiękniaź.Cyrylku,jakbyco,
toobrońmnie,wnusiu,nożempchnij,azaprzedaćniedaj.Pamiętaj,
wnusiu…
Chłopiecuśmiechnąłsię.
PanBłudnickiobronizapewnił.
Szlipotemrudziejącąwniskimsłońcułąką,prowadząckonie
zapowody.Zauważonoichodognisk,skoczylikunimsabaci,kilku
zszabelkamiobnażonymi,dwajkozacykonno,dzierżącprzedsobą
długiepiki.ZagwojskispojrzałnaTomasza,tenmruknął: