Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
schodówpojawiłasięmamaMagdy.Zanimdoniej
dotarły,Wikazdążyłająsobieobejrzećijużwiedziała,
coprzyjaciółkamiałanamyśli.Maładrobnakobietka
przypominałabożonarodzeniowąchoinkę,całaskrzyłasię
odpierścionków,kolczyków,naszyjników.Jejgładziutką
twarzprzykrywałperfekcyjnymakijaż,dłoniązdługimi
zadbanymipaznokciamizwystudiowanąnonszalancją
odrzuciłanaplecyufarbowanenarudowłosy.
–Witaj,córeńko–zaświergotałanawidokdziewcząt.
–AtozapewneWiktoria?Miłomi,bardzomiło.Magdusia
takrzadkokogośprzyprowadzadodomu.Marcinie,
proszę,zajmijsięwalizkamimłodychdam.
Zzafilarawysunąłsięnaokotrzydziestoparoletni
osiłek,chwyciłbagażeibezsłowazniknąłwkorytarzu.
–Dzieńdobry!–Wikagrzecznieukłoniłasięipognała
zaMagdaleną,którazignorowałaszczebioczącąmatkę
iruszyłanapiętro.
–Obiadzapółtorejgodziny!–wykrzyknęłajeszcze
kobietaipotruchtałazadziewczynami,bonazewnątrz
byłonaprawdęzimno.
Ichpokoje,awłaściwieapartamenty,położonebyły
oboksiebieipołączonewspólnąłazienką.TenWiktorii
ociekałróżowościami,kryształamiizłotem.Dziewczyna
niemogłauwierzyć,żedałosiętuwsadzićtylepierdółek,
którezagracałypomieszczenie.Nawszystkichpółkach
stałyfigurkianiołków,krasnoludków,baletnic,pasterek
zgąskami,piesków,kotkówicholerawie,czegojeszcze,
Wiktoriawolałasięzanadtonieprzyglądać.Ścianyzdobiło
kilkaobrazów,zczegowięcejniżpołowapowinna
zaszczycićwiejskiechaty.Żyrandolikinkietyświeciłynie
światłemżarówekaodblaskamiwirującymiwszklanych
łezkach.Szczytemwszystkiegobyłamisiowanarzuta
nałóżkowkolorzepudrowegoróżuiogromnepoduszki
ztęczowymimotylami.Zanimsięrozpakowały,rozległ
siędonośnygong.
–Coto?–Wikawsunęłagłowęprzezdrzwi.
WporównaniudojejsypialnitaMagdybyłaniemal
ascetyczna,noizłowroga.Czarnapościel,półki
wypełnioneksiążkamiwbezwyjątkuciemnych