Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dziękiczemuzyskałemnaczasie.Odwróciłem
podejrzanegonabokizłapałemzagardło.Zastosowałem
dźwignię.Tłuścioch–mimożeblokowałemmudostęp
dotlenu–zacząłsięmiotać.Trafiałmniełokciami,gdzie
popadnie.
–Dobra,Szady,puśćgo!–krzyknąłBłonazpistoletem
przygotowanymdostrzału.–Szady!Mamygo!Szady,
bogoudusisz!
Poluzowałemucisk.Podejrzanyzachłysnąłsię
powietrzem.Wiedziałem,żezduszeniemtrzebauważać,
jednakniemogłemprzestać.Tobyłnaprawdędługi
iciężkidzień.
Błonapodałmikajdanki,skułemBuliemuręce
zaplecami.Dlajegobezpieczeństwa,nieswojego.
–Gdzieśtybył,docholery?!
–Wypieprzyłemsięprzystrumykuistraciłem
orientację.Niebiegamtakjakty.–Błonazadzwonił
dodyżurnegonagłośnomówiącym.–Koniecakcji,
zatrzymaliśmypodejrzanego.
Dźwignąłemsięzklęczek,abyotrzepaćsięztrawy,
błotaipiasku.Częśćbardziejrozmazywałempo
spodniach.
–Przekażciepodejrzanegonajbliższejgrupieiudajciesię
namiejscezdarzeniadoSzelewa–odpowiedziałdyżurny.
-Oddzwońciezsamochodu.