Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
onjakieśdoświadczeniairozlałnaziemiępłynzapalny,copożar
roznieciło.Gdywszedłemjużbyłpanemognia,dlategomogłem
musięprzypatrzeć.
Byłtodwudziesto-ośmiolubtrzydziestoletnimężczyzna,
aprzynajmniejnatakiegowyglądał;okropnabliznaprzerzynała
mupoliczek,drugazaśbiegłaprzezczaszkę;gęstabrodapokrywała
muresztętwarzy.
—Dziękujępanu;leczjakpanwidzisz,jużsięwszystkoskończyło,
jeżeliśpantyleuprzejmyjaksięwydajesz,racznatychmiastodejść,
bomojapanimożetuprzybyćladachwilairozgniewaćsię,widząc
otejgodzinieobcegoczłowiekaumnie,araczejusiebie.
Nadźwięktegogłosustanąłemjakwrytyiprawieprzerażony.
Otworzyłemustachcączawołać:„Tyjesteśczłowiekiem
zcmentarza,zulicyLesdiguiéres,tyśtowarzysznieznajomejdamy!..”
boprzypominaszsobiebracie,żebyłzakapturzony,żeniewidziałem
jegotwarzy,lecztylkogłossłyszałem.Miałemwięcmutopowiedzieć,
miałemgobadać,błagać,wtemnagleotworzyłysiędrzwiiweszła
jakaśkobieta.
—Cotojest,Remy?—spytałamajestatycznie,zatrzymującsię
naprogu—dlaczegotonhałas?
—O!mójbracie,tobyłaona,jeszczepiękniejszaprzygasnącem
świetlepożaru,aniżeliprzypromieniachksiężyca;tobyłaona,kobieta,
którejobraznieustannietoczyłmiserce.Krzyknąłem,służącyteraz
namniespojrzał.
—Dziękujępanu—rzekł—jeszczerazdziękuję,alepanwidzisz,
żeogieńjużzagasł.Wychodźpanzatem,błagam,wychodź.
—Przyjacielu—odparłem,żegnaszmiębardzoostro.
—Pani—powiedziałsłużący,toon.
—Kto,on?—spytała.
—Tenmłodykawaler,któregośmyspotkaliwogrodzie
Gypécienne,któryszedłzapaniąnauliceLesdigniéres.
Wówczasspojrzałanamnie,ipotemsp-jrzeniuprzekonałemsię,
żemięwidziporazpierwszy.
—Panie—rzekła,przezlitośćoddalsię.
Wahałemsię,chciałemmówić,prosić,leczsłowastygły
minaustach,stałemnieruchomy,niemyitylkonaniąpatrzyłem.
—Strzeżsiępanie—powiedział,służącywięcejsmutnoniż
surowo—strzeżsię,zmusiszpaniądonowejucieczki.
—O!niechBógbroni—odpowiedziałemzukłonem—sądzę,
żebynajmniejnieobrażampani.